Dziękując za zaufanie wyjaśniam

Kilka lat temu umarł na FIP mój ukochany Amorek.
Trwałam w bólu prawie dwa lata. Nie mogłam się pogodzić z jego śmiercią, z tym, że musiałam zanieść do Magdy swojego kota… Byłam z nim do ostatniej chwili, do momentu gdy wyprosiła mnie z gabinetu mówiąc „Idź do socjalnego pokoju”. Łzy płynęły same, ludzie patrzyli, większość mnie znała, nikt się nie odważył zapytać: „Co się stało Kocia Mamo?”


FIP to wyrok, kiedyś ale i teraz mimo nowych leków, które pojawiły się na Ukrainie.
Pojechałam po nie z miłości do Amorka, z tęsknoty za tym cudownym kotem. Cała byłam jeszcze w wyrzutach i pytaniach:  „Dlaczego Jego to spotkało? Czym zawiniałam, że taka spotkała mnie kara?”
Moje myśli szalały. Zawsze tak jest, kiedy tracę kota, tylko jak zwykle zapominam o drobnym fakcie, że adoptując kalekie i chore powinnam mieć odpowiednią świadomość .

Impas adopcyjny przerwała Danka wpychając mi kolanami chorego Iwana, do dziś pamiętam jej zdziwienie wywołane moją reakcją:
– On jest rasowy, ja go nie chcę! Ale jest chory – wytoczyła argument – Leczenie i karma to dość znaczne koszty, ja nie znajdę mu domu, albo Ty albo eutanazja, mnie nie stać na niego, pomyśl, to młody kociak…
Faktycznie, miał nie miał jeszcze roku.

Minął rok. Do bandy dwóch morelowych rasowców za sprawą Anny z Filemona dołączył w typie Norwega skundlony, w sensie dosłownym, czarny Mopik z wrednym charakterem w gratisie.
– Wyjdę na snobkę – śmiałam się do Renaty – ja, Kocia Mama, szefowa Fundacji skierowanej na pomaganie dzikim i bezdomnym, otaczam się rasowcami. Będą miały o czym skrobać na forach moje hejterki kochane, byle tylko nazwiska nie przekręcały – dodałam pamiętając słowa Ani od sprzętu.

Na szczęście koty są mądre i dbają o swoją Kocią Mamę. Poprawił mi w dużym stopniu opinię czarny jak węgiel dachowiec Wacek z pięknie przyciętym uchem, które mają tylko te wyjątkowe zabezpieczane w ramach corocznej akcji. Jest żywym dowodem mojej pracy u podstaw na rzecz dzikich i bezdomnych, a że przy okazji postanowił się oswoić, to tylko potwierdza moje i ich relacje.

Dlaczego piszę o moich kotach tych rasowych i rasy europejskiej?
Otóż choroby mają to do siebie, że wszystkie koty tak samo dotykają, nie ma wyjątku ani wyjątkowego. ulgowego traktowania.

Po powrocie z Ukrainy, szczęśliwa, że zdobyłam upragnione leki, napisałam reportaż. Przywiozłam nawet więcej niż ten upragniony fosprenil, bo maść opartą na bazie roślin endemicznych na trudno gojące się rany, te powypadkowe ale i pooperacyjne oraz cykloferon.
Miałam ogromnie dużo szczęścia, bo nikt mnie nie kontrolował. Leżałam chora, ledwo żywa i to prawdę mówiąc, mimo cierpienia, była bardzo sprzyjająca okoliczność.

Od tamtej pory dzwonią i piszą pytając o radę opiekunowie kotów z całej Polski.
Powiem tak: nie jestem weterynarzem, jestem kociarą. Kocham koty, rozumiem ich psychikę, umiem ocenić emocje, mogę się podzielić wiedzą ale tylko wyłącznie tą, którą sama zdobyłam. Mogę doradzić, wyrazić swoją opinię, ale proszę nie oczekiwać, że to ja podejmę za opiekuna decyzję odnośnie leczenia, walki o kota lub decyzji o eutanazji. Tej odpowiedzialności nie odważę się włożyć na swoje barki.

Ukraina, o czym mało kto wie, bo raczej milczą na ten temat media, jest państwem w stanie wojny, krajem rządzą oligarchowie, nikt nie może mieć pewności czy i w jakim stopniu służba graniczna będzie respektować list przewozowy na leki. Nie mam żadnej wiedzy jaki jest limit na leki i czy w ogóle można je wywieź z kraju.

Leki kupowałam w państwowej aptece na polskie recepty, ilości zmodyfikowałam na miejscu. Trafiłam na przemiłych pracowników, kiedy otrzymali fundacyjne kalendarze w podziękowaniu za pomoc, byli zdziwieni, że z tak oddana jestem kotom.

Drodzy kociarze. jeśli kot jest dotknięty FIPem oczywiście proszę dzwonić, zawsze wysłucham i doradzę. Wszystkie trudne zagadnienia i wątpliwości konsultuję z moją przyjaciółką, która leczy moje i fundacyjne koty. To dla Państwa cenna wskazówka , że są to informacje rzetelne. Czasem proszę byście sami się kontaktowali i dopytali o konkrety bądź napisali do Madzi maila i przysłali wyniki. Wiem, że dołożyłam Jej tym samym pracy, ale nasz wolontariat ma inne oblicze. W Kociej Mamie i lekarze działają społecznie na rzecz zwierząt. Nie odsyłamy z kwitkiem bez porady czy wsparcia żadnego opiekuna, nie dzielimy kotów na lepsze i gorsze, na nasze łódzkie i te krajowe.

Ale radzę szczerze, w trosce o państwa los i bezpieczeństwo: kiedy terapia wymaga użycia nawet 4 ampułek leku, taniej i bezpieczniej kupić je w kraju nawet z dużą marżą niż porywać się na niebezpieczną i z wątpliwym skutkiem eskapadę.