– W tym roku jedziemy na Bardowskiego bardziej roboczo w temacie KotoManii niż edukacyjnie – tłumaczyłam Gosi.
Ubiegły rok był dobry pod jednym względem, otóż dołączyły do Fundacji osoby świadome własnych potrzeb odnośnie aktywności społecznej. W sumie nie przeprowadziłam ani jednej nietrafionej weryfikacji bowiem ci, którzy pojawili się na rozmowie, byli już wstępnie uprzedzeni odnośnie trybu pracy, panujących zasad, moich obowiązków wobec wolontariuszek ale i stawianych im wymagań.
W zależności od rodzaju pracy, każdy z nich otrzymywał odpowiedniego mentora. Chyba najszybciej i intensywnie szkolona była Grupa Kociomaminych Autek. Nie ma u nas czasu na puste przeloty, zatem nasze Autka pełnią kilka ról, są naturalnym łącznikiem między Fundacją a resztą świata.
I tak, oprócz typowego transportu z miejsca a do b, Autko podczas edukacji w zależności od potrzeby maluje dzieciom buziaki, robi zdjęcia, rodzaje drobne prezenty, ale i bierze udział w radiowym wywiadzie, idzie ze mną do telewizji, uczy się opanowania tremy, bo musi mieć świadomość, iż nadejdzie chwila, kiedy będzie samo musiało te obowiązki wykonać.
Specyfiką Kociej Mamy jest to, iż każda wolontariuszka ma bardzo rozległy zakres pracy, umie wejść w przestrzeń koleżanki i tak wykonywać obowiązki, by nadal bezkolizyjnie pracowała Fundacja.
Zdając sobie sprawę z faktu jak bardzo wielopłaszczyznowo działa Kocia Mama, muszę przekazywać zadania, bo inaczej brakuje mi czasu na prywatne i zawodowe sprawy. Nie chcę rezygnować z przyjemności ale i obowiązków wynikających z faktu bycia głową rodziny, a jednocześnie mam świadomość bycia niewolnikiem organizacji, którą stworzyłam. By się nie zatyrać, by nadal mieć satysfakcję z tego co robię, by mimo to nie zaniedbywać się rodzinnie, muszę mieć koło siebie ekipę ludzi, na których mogę polegać bezwarunkowo. Nie mam czasu na sprawdzanie realizacji zadań. Nasza praca oparta jest na uczciwości i zaufaniu. Ten tryb najbardziej mi odpowiada ale i daje poczucie radości i ogromnej satysfakcji.
Wizyta w naszym ukochanym Bardo miała być organizacyjną, związaną z rozdzieleniem zadań przed Galą ale mimo to maleńka edukacja wyniknęła za sprawą kici, która była uprzejma od jakiegoś czasu odwiedzać młodzież. Szaro-bura, miła, na moje oko maksymalnie dwuletnia.
– To jest kocurek, bo taki duży. – zapewniali wszyscy zgodnie.
Gosia fachowo złapała futro, sprawdziłam płeć…
– No nie, to kotka, zbyt łagodna by była wolno żyjącą, na bank domowa, ale włóczykij. Opcje są dwie: skoro gości u Was regularnie na jedzeniu, śpi na szkolnym dzienniku, przebywa u Was po kilka godzin i nikt jej nie szuka, albo oddajecie ją do Fundacji, albo stawiacie budkę i bierzecie za nią odpowiedzialność. Fundacja może pokryć koszty wizyty kontrolnej. Przebadać kotkę trzeba, odrobaczyć, ocenić zęby i ogólny stan zdrowia.
Wyznaczyłam lecznicę.
– Takie koty same ściągają na siebie problemy – opowiedziałam historię Pana Cerowanego, mojego barankującego Wacka. – One w środowisku nie odnajdą się nigdy dobrze, muszą mieć swoje kolana do spania i ręce do głaskania. Kompletnie nie wyczuwają złych intencji, kochają ludzi bezgranicznie. Ona jest klasycznym tego przykładem. Nie zawahała się wejść jak zwykle oknem, mimo iż sytuacja nie jest typowa, są obcy ludzie, jest głośniej, inaczej. Nie uciekła przed Gosią ani mną, to ogromne zaufanie do każdego człowieka może okazać się fatalne w skutkach.
Pół roku kotka szukała swojego domu, jedna wizyta Kociej Mamy wystarczyła, by zmienił się jej status. Już nie błąka się po dzielnicy bez sensu, nie szuka spokojnego miejsca do spania. Ma stałych opiekunów od wczoraj.
Analiza sytuacji kotki, poparta przykładami obrazującymi ewentualne scenariusze chyba najbardziej przemówiła do rozsądku wyobraźni i serc biorących w rozmowie osób, nie mam na uwadze tylko młodzieży, ale także zatrudnionych w ośrodku nauczycieli i personelu pomocniczego.
Zawsze tak jest, że kiedy przybywa Kocia Mama, na spotkaniu zjawiają się wszyscy.
Namąciłam im w głowach tak skutecznie, że nie odkładali wizyty na potem.
Znalazła się też uczennica, która po rozmowie z rodziną, zgłosiła gotowość adopcji.
Lubię takie zakończenia, to jest temat na bajkę o kocim Kopciuszku!