Działania strategiczne

Od lat żyję z kalendarzem w ręku. Zapisuję wszystkie niezbędne informacje dotyczące przyjmowanych kotów, podejmowanych interwencji, adresy i telefony wolontariuszek, ludzi komunikujących się po poradę, pomoc lub wsparcie.

Widnieją w nich również daty imprez, spotkań, wydarzeń. Zaznaczam terminy i sprawy, które są ważne dla mnie, jako szefowej. Każdego roku notuję też listę zadań. Tu różnorodność jest ogromna, od wycen i kalkulacji, po plany bieżącej pracy.

Tradycyjnie, pod koniec miesiąca, kiedy opłacę faktury, przeliczę zasoby czyli karmę oraz żwirek i popatrzę jak rozkłada się liczba mruczków w domach tymczasowych, podejmuję decyzję o dodatkowych projektach. Zawsze są dwa rodzaje: związane bezpośrednio z kotami i te, które usprawniają lub ułatwiają statutowe działanie.

Wiosna, lato i jesień to czas, gdy wszystkie wydatki odkładane są na czas zimy. Taki zwyczaj wytworzył się naturalnie, bowiem, by na tym poziomie pomagać, Fundacja musi mieć płynność finansową. Aktywność odnośnie corocznych adopcji zamyka się liczbą zbliżoną do 300 kotów. Są to maluchy, kociaki młode, dorosłe, czasem wręcz bardzo stare. Mając świadomość, że średnio kot może doczekać pięknego wieku – najstarszy mój adopcyjny Pan Rupieć mieszkający u doktor Magdy liczy sobie 24 zimy – jestem pod wrażeniem, że jednak nam się udaje utrzymać wydawanie kotów na tym pułapie.

Zimą zawsze uzupełniam sprzęt: kennele, kontenery, klatki łapki. Przez cały też czas sumiennie notuję tematy zgłaszane przez moje koordynatorki. Mnie nie umyka żadna zgłaszana sprawa, taką mam zasadę: nie podejmuję tematu, gdy nie jestem logistyczne gotowa na wiążące decyzje. Zbyt wiele jednocześnie prowadzonych projektów wymusiło na mnie styl pracy, który finalnie okazał się najbardziej efektywny.

Kilka wpisów grudniowych zawsze przenoszę do nowego terminarza, podkreślam jako mające priorytet.

– Co Ty mówiłaś o tych budach dla kotów? Masz jakieś wieści odnośnie programu dotyczącego zabezpieczania wolno żyjących? – pytam Anię, by poznać szczegóły zawarte w piśmie. Proza życia, nie mam czasu na lekturę wszystkich publikowanych przez UM informacji, a z uwagi, że ufam w rozsądek, rzeczowość i bezstronną opinię wolontariuszek, automatycznie dla mnie zostaje mniej pracy biurokratycznej. Taka drobna a jakże pomocna w życiu relacja.

Decyzja zapadła jedyna możliwa: zaczniemy zbierać i weryfikować zamówienia odnośnie zakupu kocich budek, oraz sterylizacji, które również sfinansujemy. Wykonawcę domków mam sprawdzonego, już pana uruchomię, niech działa. Liczbę doprecyzujemy w trakcie.

To samo odnośnie zabiegów, szczególnie dotyczy to przede wszystkim kotek. Wolę opłacić zabieg, niż kryć koszty leczenia chorego, zasmarkanego miotu urodzonego w środku zimy. Dawno już minęły czasy, gdy kotki zachowywały się przewidywalnie rodząc dzieci wiosną i jesienią.

Funkcja szefowej bardzo często zmusza mnie do bycia zimną, kalkującą menadżerką. Świadoma bowiem wielkości stałych środków finansowych, które są niezbędne, by zapewnić właściwą pracę, nie mogę chodzić z głową w chmurach, udając, że problemy same się rozwiążą.

W przypadku każdej firmy zasada jest ta sama: chcesz by traktowano cię wiarygodnie, miej zdolność finansową.
Marzeniami i dobrym słowem nie zapłacę za operacje kocie, za badania, za analizy. Do życia kociaków potrzeba coś więcej niż tylko serce, miłość, ogromna empatia. One, moje oddane opiekunki domów tymczasowych, zapewniają mruczkom wszystkie te emocje i uczucia niezbędne, by wiodły szczęśliwy żywot czekając na adopcję. Ja natomiast twardo stąpając po ziemi, muszę zapewnić resztę. Moje zadanie jest o wiele trudniejsze i bardziej odpowiedzialne, muszę stworzyć płaszczyznę, która te wszystkie cele połączy w jedną kompatybilną całość.

Pewnej mroźnej niedzieli miałam ogromną frajdę, kiedy widziałam uśmiechy radości jakie wywołały kocie domki. Cieszyła się moja Monia, Paweł i Danusia, zdziwiona była Elżbieta, lekko zaskoczona wykonaniem zapewniała:
– Będziemy o nie dbać, sprzątać, okleimy fundacyjnymi naklejkami, staną w bezpiecznym miejscu tuż za Plebanią, proboszcz wyraził zgodę – referowała.
– Znam ten kościół i tę Plebanię – wyjaśniłam ze śmiechem- Kiedyś brałam w nim ślub, czarny kot przebiegł mi drogę, prawie otarł się o suknię, ile gadania było, że to zły znak…
– Faktycznie mamy pod opieką czarne koty – pani popatrzyła na mnie zdziwiona – Ale zbieg okoliczności!
– W życiu nie ma przypadków, zapewniam panią. Wszystko po coś się dzieje, zresztą nie czas teraz na takie rozważania, na budy czekają opiekunowie i ich mruczki.
Pożegnałam się i sprawdziłam następny adres, gdzie za moment miała stanąć kocia budka.

 

Kolejny tydzień też był w Fundacji pracowity. Magda z Żyrafy miała kurs po trikolorkę, która czas jakiś temu przyszła do pani Izy. Iza jest opiekunką enklawy, która powstała odrobinę przez przypadek. Pomagałam karmą dla psów, którym szansę na spokojną starość zapewnia rodzeństwo w wieku dość słusznym. Oczywiście kociarze, psiarze, straszne zwierzoluby. Dzięki empatii Madzi i mojej słabości do tych mocno dojrzałych, mają pod opieką przeważnie stare koty. Gdy zjawia się jakieś młode zwierzę na czterech łapach porośnięte futrem, nie ważne czy miauczy czy szczeka, konsekwentnie mają nakaz przekazać do Fundacji. Teraz Magda otrzymała sygnał: mam wolne miejsca, możesz po małą jechać. Kicia cudna, bura trikolorka, pełen serwis dostała już wcześniej, przy kolejnych herbatkach mała była odrobaczana i zaszczepiona, w ten sposób wszystkie pracujemy według najważniejszej zasady: „Po drodze więc i przy okazji”.Teraz po zabiegu, przechodzi rehabilitację w domu u Danusi.

Wiola zrobiła również porządek w Filii. Sobota była dniem podróżującego kota, a w sumie dwóch, którym pomogły Doroty. Dorota z Szadku jadąc do pracy, przerzuciła kociaki do Konstantynowa, tam już czekała moja Dorota. Para mruczków przebywa obecnie w Vet-Medzie, kocur na kwarantannie a kotka na rekonwalescencji po zabiegu, mimo mrozów, była już w dość wysokiej ciąży.

Nie ma miejsca na rutynę, na utarte schematy, kiedy się w obszarze kotów wolno żyjących działa. Największą oznaką głupoty, pychy, braku wyobraźni i wiedzy jest postawa i przekonanie karmiciela, że można zaszufladkować zachowanie i przewidzieć reakcję kota.