Jak bumerang każdej jesieni powraca stały temat, a mianowicie kwestia kotów, które nagle wymagają opieki z uwagi na zbliżającą się zimę. Kompletnie zdziwieni i zaskoczeni opiekunowie dostrzegają, że noce stają się zimne, dni wietrzne i ulewne, jakby nadchodząca pora roku była wybrykiem natury czy nowym nietypowym zjawiskiem. Kontaktując się z fundacją, stawiają radyklane oczekiwania, uznając, że postawiona przed faktem, znajdę cudowne pozytywne rozwiązanie. Nie ma takiej opcji, bym mogła te kwestie rozwiązać, ponieważ na wszystko potrzeba nie tylko środków, ale czasu i miejsca. Komunikacja jest przeróżna w formie: od żalu, pretensji, po prośby i naciski w zależności od temperamentu rozmówcy. Kiedy trafi się rozumny opiekun, wtedy pół biedy, nie ma bowiem nigdy sytuacji bez wyjścia, jednakże gwarancją powodzenia każdej interwencji jest solidna współpraca. Nie można oczekiwać od fundacji, iż w ekspresowym tempie rozwiąże zarzucone pozostawione same sobie bez nadzoru i kontroli kwestie. My nie działamy w terenie bezpośrednio, nie nas zatem należy obciążać swoimi zaniedbaniami. Mam świadomość, prowadząc dom tymczasowy, jak fajnie jest obserwować baraszkujące maluszki, jednak różnica między nimi a tymi bytującymi na podwórku jest kolosalna. Tamte są dzikie, niezależne, nikt nie poświęca im czasu ani uwagi, by w jakikolwiek sposób zmienić ten stan, nikt z nimi nie pracuje, by socjalizować, opieka sprowadza się wyłącznie do postawienia miski. W złość, niekiedy w szał wpadają opiekunowie, gdy zadaję proste logiczne pytania, a zawsze zaczynam od najważniejszego, dlaczego w ogóle te kociaki się pojawiły? Program dedykowany kotom środowiskowym w zasadzie trwa cały rok. Raz jeden tylko, kiedy włodarze miasta się zagapili i zaniechali akcji, skutki i konsekwencje dały się odczuć dotkliwie wszystkim, w dużej mierze ucierpiało łódzkie schronisko, pękając w szwach od małych, średnich i dorastających kotów.
Fundacja posiada odpowiednią ilość sprzętu wszelakiego do odłowienia delikwentów, wystarczy tylko wykazać chęć i aktywność, a nie wymagać, by tę aktywność przejęła organizacja. Wiem, że kiedyś na terenie miasta działały osoby, które nocą, jakby się wstydziły wolontariatu, odławiały na zabiegi koty. Nie rozumiem takiego zachowania, jednak to przez taki proceder szczególnie w rejonach ich aktywności, opiekunowie nauczyli się, że są osoby trzecie, które za nich odwalą robotę. Trudno mi teraz odwrócić tym ludziom w głowach, ponieważ do wygody każdy się szybko i chętnie przyzwyczaja.
Awantury przy okazji interwencji, to sytuacja raczej sporadyczna, jednak trafiają się i takie osoby, które własne kłamstwo przekuwają na zawziętą nienawiść, dalej modelując i manipulując, by nie tylko ukryć swoją nieuczciwość, ale oczernić fundację. Powiem wprost, nie robią na mnie wrażenia żadne ploty, ploteczki czy pomówienia. Moja psychika jest na tyle oporna i odporna, że wiadomości z cyklu „jedna pani drugiej pani coś szepcze z przejęciem do uszka” nie robią kompletnie wrażenia. Kto zna Kocią Mamę, ten wie doskonale, że ani ja, ani nikt z decyzyjnych osób w fundacji, nie pójdzie na żadne szemrane układy, nie złamie wypracowanych pomocowych zasad, a wszystkie ustalenia podejmowane są w ramach stałej filozofii: dbać o wolontariuszy w pierwszym rzędzie, następnie o koty i o finanse, bo bez tych nie ma możliwości prowadzenia skutecznie żadnej interwencji. Wymuszanie na fundacji ponoszenia kosztów, których możemy uniknąć jest zwyczajnym szantażem. Raz jeszcze, konsekwentnie przypominam, że w mieście nie ma cudownych „onych”, którzy mają czas i umiejętność, by oswoić półdzikie prawie dorosłe koty.
Karmiąc je od urodzenia, w zasadzie pozwalając się im urodzić, opiekunowie sami na siebie nakładają za te istoty odpowiedzialność. Nie zgłaszając malutkich kociaków do kolejki adopcyjnej, popełniają kolejne zaniedbanie, które w konsekwencji doprowadza do rozrostu stada. Jedynym dobrym rozwiązaniem jest kastracja, wtedy populacja się nie powiększa.
Fundacja nie pracuje od wczoraj na terenie miasta, nie jest nową nieznaną formacją, która nagle zaskakuje kociarzy swoimi regułami. Zasady są znane, czytelne i niezmienne. Nie pozwolę na zakocenie domów tymczasowych półdzikimi kotami, nawet za cenę hejtu czy rozsiewania fałszywych opinii. W żaden sposób nie przyzwolę na przerzucenie odpowiedzialności za decyzje, na które fundacja nie miała wpływu. Niezależność, niezawisłość i prawo do swoich wyborów, to elementy określające od zawsze styl prowadzonego wolontariatu.