Gosia w akcji. Ta dziewczyna nie rzuca słów na wiatr! Szybko poznała zasady. Jeszcze szybciej zaaklimatyzowała się. Dla mnie pomoc fantastyczna.
Kolejna, której nie muszę tłumaczyć faktów oczywistych.
– Mam kota? Gdzie Go wieźć ? – odczytałam czat w trakcie spotkania. Położyłam dyplomatycznie telefon na kolanie, szybko napisałam:
– Monika!
Zrozumiała w lot, połączyła kropki. Działa.
Ja wróciłam do rozmowy, która była dla mnie ważna, powiedziałabym też z cyklu ratującej życie a raczej emocje przyjaciela.
Wieczorem słucham relacji z łapanki.
Brawo.
Druga Gosia, tym razem lekarka z Perełki, raportowała w nocy:
– Ale mi Dziada dałaś na leczenie, jaki złośnik paskudny, klatki nam przestawia, tak się wściekle reaguje na zamknięcie. Złamany pazur, połamane zęby, ropa wylewająca z pyska i jakiś wrzód koło języka, złapany dosłownie w ostatniej chwili, jeszcze kilka dni i by normalnie umarł z głodu. Wykastrowany, antybiotykowany, nabiera sił.
Staram się by nie odgryzł mi podczas zabiegów ręki, ale szybki jest, muszę ćwiczyć refleks, a tak poważnie masz go gdzie wypuścić? Ma stałego opiekuna?
Kocham Ją za ogromne serce dla bezdomnych, tyle już lat razem ratujemy koty, a Ona nadal przejęta, zatroskana ich losem jakby wczoraj dopiero opuściła progi uczelni. Oparła się rutynie, obojętności, obce Jej pędzenie za kasą
Dziki Dziad zawdzięcza życie dwóm Małgorzatom, ich uporowi, odwadze, determinacji.
Ma farta, bo jedna się uparła, by odłowić, a druga – by wyleczyć.
Leczenie Dzikiego Dziada można wesprzeć tutaj.