Dziś poruszymy niezwykle istotny temat związany z procedurami postępowania, które są normowane za pomocą określonych schematów lub używając bardziej precyzyjnego języka weterynaryjnego, protokołów medycznych. W przypadku każdego rodzaju działalności lekarskiej, zarówno w przypadku ludzi, jak i zwierząt, każdy przypadek chorobowy podlega określonym procedurom. Są one sprawdzone klinicznie w trakcie praktyki oraz doświadczalnie poprzez badania naukowe. Różnice w podejściu są zauważalne, na przykład lekarz prowadzi pacjenta z objawami infekcji wywołanej określonym wirusem inaczej niż w przypadku, gdy za stan zdrowia odpowiadają bakterie. Schematy postępowania są charakterystyczne i powtarzalne.
Kompletnie inaczej sytuacja przedstawia się w przypadku urazów z zakresu chirurgii kostnej. W tej dziedzinie, każdy dosłownie przypadek jest unikalny. To operator, opierając się na zgromadzonej przez lata wiedzy wynikającej z osobistego doświadczenia, decyduje o formie i rodzaju zabiegu, którego celem jest przywrócenie zwierzęciu pełnej sprawności fizycznej. Zarówno wypadki lokomocyjne, jak i urazy doznane w wyniku wypadnięcia z niezabezpieczonego okna czy balkonu, charakteryzują się tym, że na uraz, jego wielkość i rozległość, wpływa kilka czynników. Do najważniejszych z nich zaliczamy w przypadku zderzenia z pojazdem: siłę uderzenia, kąt oraz wiek poszkodowanego. W przypadku wypadnięcia istotną rolę odgrywa rodzaj podłoża, na które kot spada oraz to, czy ma wystarczająco dużo czasu, aby się przekręcić i upaść na cztery łapy. W tym momencie muszę przytoczyć przysłowie znane nam wszystkim, a mianowicie, że kot zawsze spada na cztery łapy. Dotyczy ono raczej osób, które w cudowny sposób potrafią wyjść bez szwanku z każdych tarapatów, nijak ma się ono do umiejętności kotów spadania, na przykład z dziesiątego piętra, na betonowy chodnik. Wielu kociarzy bagatelizując fundacyjne wskazówki nakazujące osiatkowanie na wyższych piętrach balkonów i okien, po dramatycznej okoliczności, z płaczem błaga o pomoc w uniesieniu kosztów operacji.
Pomijam ekstremalne przypadki, kiedy zwierzę ponosi śmierć na miejscu. Skupię się na tych, które doznały takich uszkodzeń, które kwalifikują je do operacji. W obu przypadkach, czy to zdarzeń na drodze czy krzywdy doznanej w wyniku złej opieki wynikającej z braku przezorności, przewidywania czy zwykłej wyobraźni i niechlujstwa, te operacje należą do najkosztowniejszych interwencji podejmowanych przez Kocią Mamę.
Wiedza o wielkości koniecznego budżetu na podjęcie akcji pomocowej u przeciętnego kociarza zamyka się w informacji o świadomości kosztów związanych z operacją. Mało kto natomiast zdaje sobie sprawę, że konsekwencją operacji naprawczej jest po upływie kilku miesięcy drugi zabieg. Jest on równie kosztowny, polegający na usunięciu z ciała kota elementów, które były niezbędne do prawidłowego zrostu uszkodzonych kości. Człowiek, jako istota pomocna w nakreśleniu problemu, generalnie po wszelkich urazach kostnych przechodzi operację lub zabieg nastawiania. Następnie, w celu umożliwienia zrostu, zakładany jest ochronny gips, a w późniejszej fazie stosuje się ortezę. Z mruczkami jest inaczej. Rezygnujemy z gipsu, a sięgamy po stabilizatory mające to samo zadanie. Jest ich kilka, w zależności od uszkodzenia: wszczepy, płytki, śruby, druty, rozmaite stelaże. Zakładane są zewnętrznie lub wewnętrznie. Pozwala to uniknąć typowej rehabilitacji, po zaniku mięśni wskutek przebywania ponad sześć tygodni w gipsie.
W przypadku stabilizatorów zewnętrznych, ich usunięcie stanowi jedynie kosmetyczną korektę. Jednakże w przypadku stabilizatorów wewnętrznych, po spełnieniu swojej roli, konieczne jest przeprowadzenie standardowej operacji, aby je usunąć. Mówiąc wprost, oznacza to konieczność interwencji chirurgicznej w przeciwnym kierunku. Decyzję o ponownym zabiegu podejmuje się po badaniach kontrolnych, podczas których poprzez obraz RTG sprawdza się stan miejsca, które doznało urazu. Bywa, że delikwent pojawia się na wizycie nawet kilka razy, aż do momentu, kiedy operator uzna zrost za rokujący na prawidłowe używanie kończyny. Do tego czasu pacjent nieodwołalnie przebywa pod nadzorem i w kennelu.
Mam świadomość, że wiele osób pierwszy raz otrzymuje tak wyraźny przekaz, jak wyglądają procedury związane z tymi okolicznościami, jednak w przypadku kotów nie wszystkie tryby są lustrzanym odbiciem zasad postępowania z ludźmi.
Od lat z precyzją informuję sympatyków o szczegółach i kulisach naszego wolontariatu. Ogromną rolę spełnia edukacja, nie tylko ta dedykowana dzieciom i młodzieży, ale również ta dotycząca szerokiego zakresu działań podejmowanych przez Kocią Mamę. Rozmaitość i mnogość płaszczyzn aktywności sprawia, że nie można nas jednoznacznie zaszufladkować i przypiąć tylko etykietkę: kociara. Wchodząc szalenie mocno od samego początku w interwencje dotyczące kotów kalekich, z przeróżnymi problemami, defektami czy niepełnosprawnościami, mamy ogromnie istotny wpływ na poszerzanie wiedzy i doświadczenia współpracujących z fundacją weterynarzy.
Dziś proszę o pomoc w uzyskaniu środków nie tylko na operacje naprawcze, ale także na te, równie niezmiernie ważne, służące opłaceniu rachunków za drugi, kluczowy etap. Ten etap jest bezpośrednim i niezbędnym krokiem, wieńczącym sukces walki chirurga operatora.