Tym razem raporty były krótkie i rzeczowe.
Pierwsza miejscówka została ogarnięta w sumie dość sprawnie, w związku z czym wolontariuszki przeszły do porządkowania drugiej.
Oba miejsca są położone w bliskim sąsiedztwie, więc jest wielce prawdopodobne, że koty patrolują obie stołówki. Wiadomo przecież, że w jednym miejscu koty zbyt długo nie posiedzą, łazikowanie jest ich drugą naturą.
Z wywiadu wolontariuszek oraz zachowania pracowników wynika, że ludzie są chętni do współpracy i skorzy do pomocy. Tolerują koty, godzą się na ich obecność. Pewnym problemem okazała się karmicielka kotów, oględnie mówiąc osoba dość kłótliwa. Stworzyło to niestety napiętą atmosferę.
Kompletnie nie rozumiem toku myślenia tej opiekunki. Miała bezpośredni kontakt do Fundacji poprzez wolontariuszki, widziała, że ich kontenery były czytelnie oznaczone logiem FKM. Nikt nie ukrywał informacji o lecznicach, do których trafiają zarówno dorosłe koty, jak i maluchy. Nikt nie utrudniał też weryfikacji na żadnym etapie podczas interwencji, więc jej agresywne i obraźliwe zachowanie było zupełnie nie na miejscu.
Kilka refleksji odnośnie powstałego zamieszania: Urząd Miasta Łodzi w oparciu o przepisy ustawy uchwala program dotyczący zapobiegania bezdomności zwierząt. Fundacja Kocia Mama dysponuje doskonałym sprzętem do odłowu dzikich kotów w odpowiedniej ilości do tego, aby mogli z niego też skorzystać opiekunowie i karmiciele bezdomnych kotów. Ponadto użyczamy inne fundacyjne sprzęty, jak np. kontenery, kennele i koszyki, co sprawia, że robimy znacznie więcej niż musimy. Mam nadzieję, że dotrze wreszcie do świadomości przeciętnego kociarza, że robimy to, choć w naszym Statucie nie ma zapisu, by Fundacja miała obowiązek troszczyć się także o to, w jaki sposób opiekun zdobędzie niezbędny sprzęt do zabezpieczenia bezdomnego zwierzęcia.
Przypominam Urząd przeznacza budżet na kastracje, wyznacza lecznice i weryfikuje faktury. Natomiast nie udostępnia żadnych narzędzi niezbędnych do tego celu, jak również nie zapewnia transportu dla odłowionych zwierząt.
Patrol Animal przyjmuje zgłoszenia wyłącznie do zwierząt chorych lub wypadkowych, w sprawach związanych z łapaniem bezdomnych kotów na zabiegi sterylizacji najczęściej przekierowuje do Kociej Mamy.
Zatem takie aktywne i chętne wolontariuszki, dla mnie, gdybym była na miejscu owej kłótliwej karmicielki, byłyby darem Bożym. Miłe, grzeczne i bardzo skuteczne. Ile kotów odławiaj, tyle oddają. Pracują w ciągu dnia, nie są anonimowe. Zabierają każdą małą kocią sierotkę, zostawiając Fundacji problem z jej zaopatrzeniem. Sytuacja niemal idealna. A jednak dzieje się!
Fundacja jest na tyle stabilna i popularna, że bez obawy mogę ochraniać nawet kocie dzieci
spoza kolejki.
Tymczasem na kocim froncie zapadła cisza. Czyżby nagle nastąpił rozejm? Póki co wolontariuszki nie sygnalizują nowych ataków, agresji słownej czy też działań zmierzających do utrudniania pracy.
Powiem tak, ludzie powodowani swą niewiedzą, nie rozumieją, że oddelegowane do tej interwencji wolontariuszki chronione są podwójnie: z jednej strony z ramienia Urzędu Ochrony Środowiska – obie bowiem posiadają Legitymację Społecznego Opiekuna i poprzez Fundację – w oparciu o Porozumienie o Pełnieniu Wolontariatu.
Działanie wolontariuszek było zgłoszone, zatwierdzone przez Fundację zgodne z zapisem w Statucie o zabezpieczaniu zwierząt wolno żyjących przed rozmnażaniem i rokujących do adopcji. Obie formy są naszym celem statutowym, zatem każdy kto obraża, znieważa lub szykanuje wolontariusza w trakcie pełnienia wolontariatu, powinien mieć świadomość wynikających z tego zachowania konsekwencji.
W każdej, nie tylko kontrowersyjnej sprawie, w razie konieczności można kontaktować się z Fundacją lub jej szefową. Adres e-mail i numer telefonu widnieją na stronie internetowej Fundacji.