Należę do osób, które świetnie funkcjonują i pracują w trybie z pozycji domu. Jestem zorganizowana, uporządkowana, mam podzielną uwagę i umiem tak planować pracę, by jednocześnie toczyło się kilka zadań. Przy tym poziomie rozwoju Kociej Mamy nie wyobrażam sobie wykonywania tradycyjnej pracy w systemie biurowym z 8-godzinnym dniem, z czasem traconym na dojazdy. Gratuluję sobie wyboru bycia na swoim, bo tylko dzięki dobrej kilkanaście lat temu decyzji, mogę dowolnie modelować swój czas pracy, elastycznie dostosowując się do nieprzewidzianych a nagłych okoliczności. Jednak przy całym oddaniu Kociej Mamie, pracuję w dość stabilnych ramach.
I tak, wolontariuszki, korektorki moich tekstów, mają wiedzę, że niedzielne poranki spędzam z kotem na kolanach klepiąc do południa reportaże i maile. Sprzęt wypożyczam przez 6 dni w tygodniu zawsze od godziny 17 do 19, a dyżury telefoniczne pełnię w każdy wtorek i czwartek od 18 do 20 chyba, że nastąpi konieczność odstępstwa. Sytuacje kryzysowe i nieplanowane okoliczności wymagają rzecz oczywista z mej strony kreatywności.
Jednak zasadą niepisaną jest, że niedziela i święta to czas poświęcony wyłącznie dla domu, przyjaciół i rodziny i tej odrobiny prywatności będę broiła z zaciekłością dzikiej kotki. Z faktu mieszkania w tej samej przestrzeni, w której ulokowana jest siedziba, nie wynika naturalny i oczywisty wniosek, że można mnie odwiedzać o każdej porze dnia licząc, że zawsze będę dostępna. Nie raz tłumaczyłam, że żadna organizacja nie pracuje 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Powiem więcej, nie miałabym tyle kotów na pokładzie, gdyby moje wolontariuszki ignorowały ludzi zgłaszających interwencję.
Nie będę odpowiadać na sms w sobotnie godziny nocne, nie będę wydawać sprzętu w niedzielne przedpołudnie, bo zwyczajnie ja też mam prawo do szwendania się po obejściu w szlafroku!
Ludzie, a szczególnie koci opiekunowie, czasem zatracają wyczucie, dobre maniery i nagle zrobią sobie wagary od kulturalnego zachowania. Nie można nikomu narzucać trybu wolontariatu, ani tym bardziej oczekiwać, że będę się godzić na realizację ich dziwnych pomysłów! Dom i niedziele są moim azylem, porą na relaks, na lekturę, na czas dla siebie.
Nie modelując nikomu życia ani rozkładu dnia, oczekuję podobnego podejścia w stosunku do siebie.
Dlatego bardzo proszę o nieatakowanie mnie żądaniami w stylu: „przecież pani i tak tam mieszka, wystarczy wystawić przed furtkę!”. Nie moi drodzy, po raz kolejny wyjaśniam, każde wypożyczenie sprzętu wiąże się z poświęceniem określonego czasu, by nauczyć zasady działania i wypisać stosowne dokumenty.
Nie odstąpię od tej zasady z prostej przyczyny, beztroski opiekunów, którzy mimo kaucji nie pilnują sprzętu zwyczajnie go gubiąc. Społeczny, to nie znaczy niczyj, to jest majątek fundacyjny, zgromadzony, by pełnił określone funkcje i naganne jest takie beztroskie zachowanie.
Nie jestem dziwna, jak była uprzejma określić pewna pani furią reagując na moje zapytanie dlaczego nie dopilnowała wypożyczonej klatki. Nasza wspólna komunikacja i działanie ma być oparta na prawdzie i zaufaniu, a nie mydlenia mi oczu i opowiadanie nieprawdy. Fundacja posiada dwa rodzaje klatek łapek, te lepsze cichsze przestały być produkowane kilkanaście lat temu i wypożyczam je w wyjątkowych sytuacjach, kiedy trzeba złapać wyjątkowo płochego kota.
Pani zachowała się beztrosko, pozostawiając sprzęt bez dozoru i była szalenie zniesmaczona, że uznałam jej zachowanie jako bardzo bezmyślne i nonszalanckie!
Po raz nie wiem już który, apeluję do Państwa wyobraźni, nie czyńcie z naszego wolontariatu piekła, nie urządzajcie nam awantur, kłótni, nie piszcie sms z pogróżkami i oszczerstwami, nie jesteście nawet w dobie RODO anonimowymi. Nie reaguję, nie nawiązuję, nie wyciągam konsekwencji, bo zwyczajnie nie lubię pieniactwa i szkoda mi czasu na puste, nic nie wnoszące przepychanki. Jednak należy pamiętać, że tylko Fundacja Kocia Mama dysponuje sprzętem w takiej ilości, że spokojnie może je na szeroką skalę wypożyczać i nie trzęsie się z obawy jak ma zabezpieczyć miot nagle zlokalizowanych kociaków.
Udostępniam kennele nie na tydzień, dwa, a czasem na kilka miesięcy w zależności od potrzeb zdrowotnych pacjenta. Doceńcie wreszcie fakt, że pośrednio w efekcie naszej gospodarności, Państwo nie są narażeni na wydatki związane z zakupem klatki, ponieważ sytuacja wymaga przetrzymania kota przez kilka tygodni eliminując zbytni ruch po urazie miednicy czy operacji łapki!
Bardzo proszę wreszcie wziąć sobie te słowa do serca. To są odczucia nie tylko moje, ale i wolontariuszy, którzy w pewien sposób z racji pełnionego zadania tracą anonimowość.