Doceniam, bo to miła sytuacja

Pomagają duzi, ale co fajniejsze, pomagają i mali o wielkim sercu.
Kolejny, nie ostatni fajny paradoks w mojej Fundacji.
Założyłam ją, bo zebrałam grupę istot o tak samo wielkiej empatii, takich odrobinę z innej bajki, co to z motyką na słońce, albo pod prąd, czy też zawsze wyrywających się przed orkiestrę.
Nie mieścili się w żadne utarte szufladki. Gdzie by się nie pojawili, wzbudzali sensację swoim zachowaniem, opinią, poglądem. Niby mili, grzeczni, pozytywni, ale zawsze jacyś odrobinę inni, delikatnie dziwni. O takich, kiedy się wspomina, zawsze unosi się jednocześnie brwi w niemym komentarzu.

Miałyśmy wielkie serca, ale ograniczone środki. Dlatego w ramach walki o niezależność, którą gwarantują prozaiczne pieniądze, nauczyłyśmy się każdy przedmiot czy też rzecz przerabiać tak, by zdobyć fundusze na koty.

Fama o naszej pomysłowości szybko rozeszła się po mieście. Kociarze i nie tylko mają świadomość, że nie zmarnujemy żadnego wsparcia. Ta świadomość zachęciła pewnego życzliwego naszej Fundacji Pana do dość nietypowego wsparcia.
Przekazał nam do dalszego przetworzenia takie fajne jajka w stylu Wańka Wstańka.


Zanim jeszcze otrzymałam ten niecodzienny prezent, oczyma wyobraźni już wiedziałam na jakie fajne kocie zabawki Bożena je przerobi albo dla odmiany, zadam temat naszym ulubionym rękodzielnikom z Towarzystwa Alzheimerowskiego.