Dobre nawyki

Joanna, opowiadam ze śmiechem anegdotę związaną z naszym poznaniem, spadła mi z nieba w momencie, kiedy świat walił mi się na głowę i kompletnie nie miałam gdzie wepchnąć przyjętych na diagnostykę kociaków. Weszła w przestrzeń Kociej Mamy bez rozpychania łokciami, stanowcza, umiejąca zadbać o szanowanie swoich praw i granic, ale zarazem szalenie lojalna, taktowna, skuteczna i obowiązkowa.


Zadania, które przyjmowała zawsze wypełniała sumiennie, nie dyskutując w kwestiach, których dopiero się uczyła. Z taką samą troską pełniła opiekę nad dorosłymi co malutkimi kociakami, a kiedy trzeba było, ta z pozoru delikatna dziewczyna umiała pokazać koci pazur.
Zauroczona Francją, jej kulturą, sztuką, kuchnią i wszystkim co kojarzy się z tym krajem, kiedy tylko mogła wybywała z kraju, by tam ładować akumulatory. Wiedziałam, że niebawem nadzieje czas, kiedy Joanna na stałe wyfrunie z Polski.
Kiedy marzenie stało się faktem i poznała swoją drugą połówkę, w nowe życie weszła wraz z polską kotką. Dla Niej nie ma rzeczy niemożliwych. Rolusia, dorosła kotka po przejściach wraz z dziewczyną pojechała cieszyć się nowym życiem. Zmiana miejsca zamieszkania nie oznaczała zerwania z Kocią Mamą, wręcz przeciwnie relacje jeszcze bardziej się zacieśniły, a Joanna mimo dzielącej nas odległości aktywnie uczestniczy w fundacyjnym życiu. Ta więź jest mocna i bardzo emocjonalna. Zmieniły się tylko Jej zadania i rzecz oczywista, przestała być domem tymczasowym.

Opisywałam już sytuację, w wyniku której Joanna dorobiła się drugiego kota. Potem przyszedł czas na adopcję niespodziewanie rozmnożonych królików, aż pewnego dnia przysłała mi zdjęcie przerażona, bo nagle stała się zastępczą mamą dla przyniesionych do domu maleńkich kociaków.
-Iza! co ja mam z nimi zrobić? Na razie włożyłam do klatki po króliku, ale co dalej?
-Jak to co? Nie panikuj Joanna, wydasz do adopcji, przecież to proste – minimalizowałam przerażenie – Tyle lat to robiłaś w Polsce, znasz wszystkie procedury i umiesz ludzi sprawdzać! Przecież nie zapomniałaś w jakiej kulturze i w myśl jakich zasad mruczki wydawałaś.
W duchu śmiałam się szczerze. Takiego scenariusza nie wymyśliłby żaden pisarz. Co za historie tam się dzieją! Ledwie wyjechała, a już ma atrakcyjnie, jak nie wyzwanie z socjalizacją dwóch dorosłych kotów i skuteczna praca w kierunku, by rozpieczona Rolka zaakceptowała francuskiego kolegę, to stawanie na głowie, żeby wydać króliki w takie domy, by nie stały się pokarmem dla węży, a teraz została obdarowana przez ukochanego gromadką mruczących dzieci.

No, no podnosi Joannie poprzeczkę adopcyjną, nie ma co fajny facet!
Bynajmniej dziewczyna się nie nudzi.
Tymczasem Joanna grzmiała, o ile w Jej przypadku można użyć takiego określenia:
-Co On sobie myśli, kociarnię mi tu robi? Jak się rozpędzi to zaraz zacznie patrolować okolicę w poszukiwaniu bezdomnych. Nie wie, że koty należy odrobaczać? To nie tylko kwestia pełnej miski, tu ceny artykułów dla zwierząt są horrendalne, pójdę z torbami za chwilkę!
-Joanna, nie wymyślaj! – studziłam, ile mogłam – Popatrz na to z innej strony. Masz mega farta, że trafił Ci się ktoś tak fantastycznie empatyczny.
-Tak, tylko dopiero toczyłam bój, by oddać wszystkie króliki, za moment zacznie błagać o zostawienie kociaka – martwiła się na serio – On ma mocno rozwinięty instynkt opiekuńczy!
-Wolałabyś brutala?
Z Asią tak trzeba, kiedy zaczyna wymyślać problemy tam gdzie ich nie ma, należy bez pardonu sprowadzić na ziemię i pokazać drugą medalu stronę, to zawsze działa.
Dla mnie sytuacja była bardzo zabawna, szalenie pozytywna i odkrywała fajne cechy Jej partnera.
Kiedy już opadły pierwsze wywołane zaskoczeniem emocje, zaczęła pragmatycznie myśleć.
Konsultacja ze mną i doktor Anną z Filemona pozwoliła na medyczne ogarnięcie gromadki i kocięta, kiedy już były gotowe pofrunęły szczęśliwie do nowych domów. Całej czwórce starannie wybrała domy oddając je polskim rodzinom mieszkającym w Niemczech.
W rocznych statystykach ujmiemy kociaki Joanny, ponieważ nie ma przecież różnicy w jakim kraju wolontariuszka działa według fundacyjnych standardów.

Ta historia to nie tylko zabawna opowieść o tym z jakimi wyzwaniami przyszło się zmierzyć Joannie, to dowód na to, że jeśli ktoś świadome podejmuje się wolontariatu w Kociej Mamie, to nawet gdyby przyszło działać mu na końcu świata to nie odrzuci idei, reguł ani zasad, które go dotychczas obowiązywały!
Podsumowując użyję mojego ulubionego powiedzenia: dla takich sytuacji i takich ludzi, mimo wszystko, warto pchać ten koci wózek, dziękuję Joanna!