Pan Krzykacz dość mocno podniósł adrenalinę mnie, Monice i Renacie, ale jeśli mam być szczera, to tego rodzaju interwencje dzieją się raczej sporadycznie. Na szczęście.
Wiosną rodzą się kocie dzieci. To normalna sytuacja. Nie ma takiej opcji, by nawet przy solidnej aktywności Fundacji i opiekunów, zabezpieczyć wszelkie wolno bytujące zwierzaki, ponieważ o ile przy rozsądnej współpracy karmicieli możemy wyeliminować narodziny niechcianych kociąt, o tyle mając świadomość rodzaju „pracy” pana Krzykacza, długie lata służby jeszcze przed nami.
Wiarę w rozsądek karmicieli przywróciła mi pani Bogusia. Znana Ani od lat, bowiem sumiennie i konsekwentnie robi prządek w swoim terenie.
Pewnej niedzieli Ania zadzwoniła z mrożącą krew żyłach informacją:
– Opiekunka zabrała miot kociąt i zawiozła do schroniska, licząc że przysposobią małe do adopcji. Smarków jest 5 i są niestety niesamodzielne.
Włosy mi dęba stanęły.
– Z przyczyn nam bliżej nieznanych schronisko odmówiło przyjęcia małych. – kontynuowała Ania – Stan na chwilę obecną jest taki, że pani ma kotki w kontenerze, odmawia próby odłowu kotki. Co robić?
Ania wyczerpała wszelkie racjonalne argumenty.
Obawiałam komunikacji w stylu pana Krzykacza. Nie patrząc na porę – niedziela moment przed czasem, kiedy normalni ludzie zasiadają do obiadu – zaczęłam pertraktacje.
– Proszę powiedzieć, co panią skłoniło by zabrać matce bezbronne dzieci? I pomysł ze schroniskiem to dla nich wyrok, nikt nie oddeleguje pracownika do sprawowania przy nich opieki, uśpią zgodnie z ustawą o ślepych miotach, małe są w takim wieku, że idealnie podlegają pod paragraf.
Pani próbowała jeszcze odrzucić moje słowa:
– Ja w ubiegłym roku już oddałam jeden miot, obiecali wychować…
– A widziała Pani tych kotów ogłoszenia adopcyjne? Gdyby oddała pani również karmiącą je matkę, miałby szansę, a tak, przykro mi ale podejrzewam, że zostały uśpione.
W tej chwili najważniejszym zadaniem była walka o małe, musiałam bez znieczulenia odbić wszystkie próby usprawiedliwienia.
– Nie wolno zabierać kociaków matce przed ich piątym tygodniem – tłumaczyłam jak dziecku – chyba, że odławiamy cały pakiet, ale akcję zaczyna się od matki, czyli w tym przypadku istoty najważniejszej, nie odwrotnie!
– Ja im uwierzyłam…
Pani opiekunka brzmiała na zdruzgotaną…
– A jak się mieli zachować? Nie każdy umie powiedzieć prawdę, że respektuje ustawę patrząc bezbronnym smarkom w oczy!
– Co pani radzi?
– Zapraszam po klatkę kenenlową do Ani i próbować odłowić do małych matkę, w przypadku niepowodzenia karmić co trzy godziny i masować brzuszki. Mają 4 tygodnie powinno im się udać przeżyć.
Tradycyjnie zapisałam telefon i wiek małych. Pani nie zostawiłam bez wsparcia, dostała do pomocy Gosię. Jednak koty są sprytne, te, które chcemy odłowić, są ostrożne, a pakują się do łapki te, już zabezpieczone.
Została para, matka i synek, który już może pełnić rolę ojca.
Pani przerażona.
– Pani Izo, jak jej nie złowimy, jesienią na bank znowu będą koty, już za kocurami lata! Miałam od Niej 6 miotów, to jest temperamentna kotka.
Spodobało mi się zaangażowanie opiekunki
– Spokojnie, mam plan. Wojtek dostał kuszo- dmuchawkę i zadanie, by nauczyć się nią posługiwać. Zdzwonimy się po majówkowym weekendzie, maluchy powinny być już samodzielne, a dziewczyny wrócą z wyjazdów, będziemy działać, by zakończyć interwencję.
Od tamtej rozmowy minęły dwa tygodnie.
Pani Bogusia zadzwoniła z przemiła nowiną:
– Melduję uprzejmie, że stadko zostało szczęśliwie wychowane i wszystkie przekazane do nowych domów, ale mam je pod kontrolą, adoptowali je moi znajomi.
Dedykuję tę interwencję wszystkim tym, którzy dzielą zawsze włos na czworo szukając wymówek do odrzucenia odpowiedzialności za swoje czyny.
Każdy może popełnić błąd, każdy ma prawo do pomyłki, ale pamiętajmy proszę Fundacja nie czyni tajemnicy ze swoich doświadczeń, wiedzy i umiejętności. Nie odmawiamy ani sprzętu, ani realnej pomocy, wymagamy tylko pracy pod naszym nadzorem.