debiut bożenki

To, że pandemia zaburzyła i przemodelowała wiele naszych projektów, jest faktem, jak również i to, że wiele z nich, w wyniku radykalnych, dość znaczących innowacji, ewidentnie zyskało na atrakcyjności. Powroty zawsze są trudne. Kiedy działamy w trybie ciągłym, przyzwyczajamy odbiorcę do znanych mu, rutynowych schematów, kiedy jednak odnawiamy aktywność po przerwie, zawsze trzeba wprowadzić nowy, podnoszący jakość, czynnik. Bywa, że nie następuje kontynuacja wspólnego projektu. Dzieje się taka sytuacja kompletnie nie z naszej winy. Zawsze wiąże się to z nieodpowiedzialnym podejściem do fundacji, potraktowaniem instrumentalnym. Błędna klasyfikacja w kwestii zadań i obowiązków typowego dnia codziennego osób, które poza wolontariatem spełniają się na ważnych stanowiskach zawodowych, dbają o dom, rodzinę, wspierają przyjaciół w biedzie i kłopotach, a jeszcze biegają od placówki do placówki, by z uporem opowiadać dzieciom i młodzieży o kotach. Nie postępujemy tak z nudy, braku obowiązków czy chęci rozrywki. Jest przecież wprost przeciwnie. Nasze odwiedziny są zawsze bardzo starannie przemyślane i przygotowane, nie tylko w temacie kocich edukatorów, ale także logistycznie. Prowadzimy z Kasią bardzo jasny, przejrzysty harmonogram spotkań oczekujących tak, by każda z przeszkolonych edukatorek mogła go zweryfikować ze swoim grafikiem. Praca w oparciu o wolontariuszki, prowadzące własne firmy, ma swoje plusy, ale także minusy. Zawsze możemy przełożyć na inną porę czekające nas zadanie zawodowe, to profit. Ale zawsze spotkanie edukacyjne przegra, kiedy w tym samym czasie musimy być obecne na spotkaniu biznesowym. Klient i budżet, wynikający z podjęcia współpracy, zawsze jest niestety priorytetem. I jest to sztywna zasada. Wolontariat w najmniejszym stopniu nie może zaburzać normalnych, podstawowych zasad, które modelują każdą fundacyjną rodzinę.

Kiedy definitywnie kończy się współpraca z Kocią Mamą? Zawsze, kiedy nie jesteśmy traktowane jak profesjonalistki, brakuje szacunku i uznania do naszej pracy, a także kiedy nie są dotrzymywane pierwotne ustalenia. Zbyt długo już działam społecznie, zbyt długo na pewne przykrości przymykałam oko, zbyt długo brnęłam w próbę tłumaczenia dziwacznego, lekceważącego zachowania, bym nie zrozumiała, że moja bierność, brak reakcji, uderza we mnie najmocniej oraz psuje dobre imię fundacji.

Od 16 lat szkolę wolontariuszki, prowadzące spotkania. Nie narzucam swojego klucza, ale zawsze zgrabnie podpowiadam. Pierwszy raz zawsze jest trudny. I nie jest to istotne, czy dziewczyna stała obok, ze mną, podczas prelekcji już kilka lat, ani fakt, że ma koty w domu. Samodzielne wystąpienie u większości ludzi wywołuje tremę i nie ma najmniejszej różnicy, czy odbiorcami są dzieci, młodzież, czy osoby bardzo dojrzałe. Nie każdy potrafi tak poprowadzić wykład, by jeden temat konsekwentnie nawiązywał do drugiego. I na tym właśnie polega moja najważniejsza rola, pokazywać, jak umiejętnie korzystać z pomocy dydaktycznych, które magiczna torba skrywa, jak zadawać pytania motywujące aktywność, jednak muszą być one dostosowane do poziomu i wieku dziecka. Prosty przykład. Rozmawiając o kotach, opiece, diecie, naturalnie nasuwa się temat ich bezpieczeństwa, pośredniego i bezpośredniego, które wynika ze specyfiki ich natury oraz charakteru.

Proste zapytanie, dlaczego kot przybył na spotkanie w transporterze, doświadczona prelegentka zamieni w temat rzekę i sprawi, że słuchacze w dosłownie każdym wieku będą szalenie aktywni. Od kontenera ścieżka prowadzi do puszorka, czyli specjalnej kociej smyczy, a ten temat dalej się wiąże ze statusem kota. Wychodzący czy nie. Potem można iść dwiema ścieżkami: rzucając zapytanie, na kogo polują koty oraz automatycznie, prezentując kocie cążki, dociekamy, którym kotom i z jakiego powodu pazurki obcinamy. Tu jest dobry moment, by poznać zakres wiedzy, pytając jak się nazywa kocia stołówka i co jedzą karmione w niej ptaszki. Doświadczona osoba zadaje pytania adekwatnie do wieku, ponieważ nie możemy domagać się odpowiedzi od pięciolatki, dlaczego na szóstym piętrze nie jest osiatkowany balkon. Prowadząc zajęcia, trzeba być szalenie uważnym, delikatnym i ostrożnym. Nie wolno nam ani przez moment u dziecka wywoływać wrażenia, że rodzice źle postępują, popełniają błędy czy zaniedbania. Zamiast pytania wprost, odnosimy się do wyobraźni dziecka, wymyślając sytuację i tak prowadząc rozmowę, by to dziecko samo zrozumiało, jak należy się zachować, aby uniknąć smutku czy przykrości.

Jako fundacja, nie możemy kojarzyć się ani przez moment negatywnie, a już tym bardziej, jeśli temat bezpośrednio łączy się z rodzicami.

Teraz przyszła pora, by to Bożenka zaczęła pracować samodzielnie. Kocha zwierzęta, lubi dzieci, więc pierwszy egzamin przeszła bez problemu. Sytuacja i okoliczności bardzo nam sprzyjały, więc postanowiłam rzucić ją na głęboką wodę. Rękodzielniczka, artystka, która potrafi nadać drugie życie dosłownie każdemu, z pozoru nieprzydatnemu przedmiotowi, zamieniając go w atrakcyjny gadżet. Bezpośrednia, szybko nawiązująca znajomość, dowcipna i z dystansem do własnej osoby, sprawia, że w jej towarzystwie nie odczuwa się żadnych barier komunikacyjnych. Zawsze wyrozumiała, stara się z pogodą przejąć inicjatywę, nawet, jeśli sytuacja jest dla niej nowa, stresująca czy odrobinę kłopotliwa.

Kiedy oznajmiłam, że to właśnie dziś jest jej wielki dzień, najpierw spojrzała z popłochem w oczach, potem zaczęła głośniej o ton snuć rozważania w kwestii tematu pogadanki, a na koniec rzuciła z determinacją: Ale obiecaj, nie zostawisz mnie samej!
Obietnica, rzecz święta. Stojąc z boku, obserwowałam, jak dzielnie wolontariuszka sobie z maluszkami radzi. Nawiązanie relacji nastąpiło bez kolizji, szybko złapała z nimi wspólny język. Raz tylko musiałam interweniować, kiedy Bożenka zaczęła od trzylatków oczekiwać decyzji, w jakim kolorze ma wykonać koci makijaż. Wyobraźnia podsuwała mi dość realną wizję, że oczekując od dziecka jednoznacznej odpowiedzi, jest szansa, że wyjdziemy z przedszkola nie za godzinę, a za kilka tygodni!

Szybko storpedowałam ten niedorzeczny pomysł i wyrzut oczu był tylko niemym sprzeciwem, na szczęście zrozumiała w lot mój przekaz i szybko od tego pytania odstąpiła, malując ślicznie, ale według własnego uznania.

Z drobnych wpadek nie montujemy dramatu, przekuwamy je na zabawne, dowcipne historyjki. Są one potem bazą do fajnych wspomnień, które użyte w określonej sytuacji pokazują, jak faktycznie układają się nasze relacje, które przecież mają wpływ na panującą atmosferę. W tym przedszkolu już gościłyśmy, tylko na wizytę przybyły inne koty. Jedne mają już wolne z uwagi na wiek, inne uczestniczą niechętnie, ale znają swoją rolę i wykonują ją doskonale. Są też młodziaki, które jeszcze nie popadły w rutynę, one szalenie entuzjastycznie traktują swoją misję, typowo dla dzieci w podobnym wieku. Miłe, łagodne, ciekawe nowych miejsc, świetnie sprawdzają się w roli edukatorów. Korzystam z ich niebanalnej rasy, umaszczenia, w fajny dla dzieci sposób, ponieważ są doskonałą, żywą dokumentacją, potwierdzającą przekazywane wiadomości.
Dziękując za zaproszenie, liczę na dalszą współpracę. Koty z pewnością na długo zostaną w pamięci nie tylko dzieciaczków, ale i opiekunek, które z wielkim zachwytem obserwowały popisy Ytka i Lakusia.