Poznałyśmy się równo rok temu. Ekipa z Schenkera zawitała do Kociej Mamy, by przekazać karmę, zakupioną w ramach projektu wspierającego działania na rzecz zwierząt.
Tradycyjnie rozmowa ze mną tylko ich umocniła w przekonaniu, że warto jest pomagać organizacji, która tyle dobrego czyni dla środowiskowych zwierząt. Podczas poznawczych spotkań zawsze poruszam te tematy, które jednoznacznie określają i definiują tematy, które są najbliższe sercu wszystkim działającym w organizacji wolontariuszom.
Kalekie, chore, stare, ale i małe i zagrożone czyli od zawsze pochylamy się nad tymi, których Los w żaden sposób nie oszczędzał wręcz niósł głód, chorobę i cierpienie.
Zdrowego, wypieszczonego kociaka pokocha każdy, wielu zdecyduje się przyjąć kota w wieku średnim, ale tylko wyjątkowi pochylą się nad tym, którego nikt nie chce.
Przykładem są moje koty domowe! Cóż z tego, że są pięknie umaszczone, rasowe, niektóre nawet z rodowodem, kiedy tak naprawdę życie z nimi wymaga ode mnie stałego monitorowania ich zdrowia. Oprócz obserwacji codziennego zachowania muszę określoną kwotę przeznaczać na ich systematyczne badania i karmę. Moje prywatne koty nie korzystają ze wsparcia Fundacji, świadomie przygarniam trudne przypadki, ponieważ jest to najprostszy sposób, by wyciągać gromadzić wiedzę jak postępować w konkretnym chorobowym przypadku.
Ludzie są pod wrażeniem mojego oddania kotom, jednak kiedy ich zapewniam, że z takich jak ja składa się cała Kocia Mama kręcą ze zdziwienia głową i tym chętniej wracają z pomocą.
Tak było i w tym przypadku. Jedna tylko rozmowa zaowocowała taką sympatią, że firma jednomyślnie postanowiła iż wpisują się na listę stałych darczyńców.
Kasia oprócz sympatii do mnie, zauroczona naszą codzienną służbą na rzecz kotów, dostrzegała i inne cechy mojego charakteru, otóż niesamowitą gospodarność i fakt, że każdy dar potrafię dobrze wykorzystać.
Ucieszył mnie widok worków z karmą dla maluszków, uradowało pudło fantów na koci Pchli Targ ale największą radość sprawiły pudła z dziecinnym szampanem! No pięknie w sam raz na Galę, Piccolo z pewnością ucieszy nieletnich Gości!
Kasia z triumfem popatrzyła na kolegów: a nie mówiłam, że Pani Izie wszystko się przyda!
Żeby rozbawić Gości zapytałam z szelmowskim uśmiechem: a nie było więcej tego Piccolo? U nas tańczy na Gali dużo fajnych dzieci!
Oczywiście opowiedziałam o tym czym obecnie Fundacja żyje, co mnie cieszy, co martwi, jakie mam pomysły na przyszłość, jakie są wytyczne do dalszego rozwoju czyli zdałam relację co takiego fajnego zadziało się w Fundacji od czerwcowego pikniku, który też był rzecz jasna pomysłem Kasi, ale wtedy projekt bardziej dedykowany ludziom a nie kotom.
Wdzięczna za pomoc, za bycie z Fundacją kreślę te słowa szczęśliwa, że są ludzie, którzy dostrzegają ogrom pracy, którą Fundacja od tylu lat wykonuje.
Kiedy Kocia Mama była mała miałam może mniej pracy codziennej, ale żyłam za to w większym stresie, czy podołam oczekiwaniom, czy zdołam zgromadzić niezbędny budżet. Teraz ,mając u boku tylu fantastycznych pomocników, ratuję koty w większym komforcie, ale za to funkcjonuję w totalnym nie do czasie!
Nie ma złotego środka stymulującego aktywnością w trybie wolontariatu. W sumie jesteśmy na kocim dyżurze 24 godziny na dobę, ja, wolontariuszki pracujące w kontakcie telefonicznym nie mówiąc już o tych, które prowadzą domy tymczasowe.
Nagłe choroby kociaków stawiają na baczność i te, które tworzą Grupę Autek.
O takich sytuacjach, czasem zabawnych, niekiedy dramatycznych staram się opowiedzieć przy okazji spotkań. Przekazać wiedzę o kulisach naszej pracy, o tym o czym na co dzień nie mówimy, a i nie pokazujemy na zdjęciach by chorymi kotami nie epatować dla zdobycia uznania i poklasku u odwiedzających fanpejdż internautów.