Targ rzeczy przeróżnych zorganizowany w starej odlewni przyciąga coraz więcej fanów. Zaczęło się nieco mizernie, przy małym dość zainteresowaniu, ale mając na uwadze, że panuje sezon zwany potocznie ogórkowym, nie można realnie oceniać pomysłu na nową formę aktywności. Najważniejszy jest fakt, że pomysł nowej formy pozbycia się zasobów spodobał się łodzianom i coraz częściej odwiedzają stragany z przedmiotami, butami, książkami i wszelkiego rodzaju rzeczami należącymi do kategorii, którą lubimy wszyscy, a nosi ona nazwę przyda się!
Od tych właśnie klamotów pękała od lat siedziba, każdy coś tam przywiózł, postawił, mówiąc: zagospodarujesz albo sprzedaż!
Rzecz jasna w myśl mądrego hasła: darowanemu koniowi… taktownie milczałam, ale kiedy z przerażeniem dostrzegłam, że „przydasie” zaburzają mi życie i blokują miejsce, poprosiłam osobę, która niesłychanie sprawnie pilotuje wszelkie kiermasze Iwonkę, by wyszukała taki, na którym sprzedamy mówiąc przysłowiowo mydło i powidło.
Jakby na zamówienie przyszło zaproszenie do starej odlewni i tym sposobem pustoszeją półki.
Tylko trzeba pamiętać, by tak perfekcyjnie obstawiać jarmarki muszę mieć odpowiednią ilość osób do dyspozycji. Na szczęście z obłożeniem zmian nie ma najmniejszego kłopotu. Sprawne przeprowadzanie kiermaszu i bezkolizyjna współpraca z organizatorką przełożyło się na wpisanie Fundacji na listę stałych zaproszonych. Po raz kolejny spokojna i rzetelna praca została zauważona i doceniona.
Wszystkich, którzy szukają niebanalnych przedmiotów, zapraszamy do Garażówki. Niejeden kolekcjoner rzeczy dziwnych będzie miał okazję przejrzeć przeogromną ofertę, na którą składają się nie tylko książki, buty, ubrania czy starocie, ale też naprawdę perełki mogące dodać smaku każdej kolekcji.
Myślę, że najbardziej z naszych wizyt na kiermaszach cieszy się i dumna jest ich pomysłodawczyni Iwonka. Za każdym razem, kiedy mam wątpliwości czy brać udział, rozwiewa moje dylematy kwitując: przecież dziewczyny lubią kiermasze! Mają okazję się poznać, wymienić zdanie, a przy okazji jakby nie patrzeć jest to najlepsza forma promocji i reklamy.
Internet nie odda emocji, a przede wszystkim nie zbuduje wzajemnych relacji. Tylko praca wspólna pomoże skonsolidować grupę, nawiązać sympatię i faktycznie się poznać. Nie polemizuję z jej teoriami, bo wiem, że ma rację. Przykładem potwierdzającym opinię Iwony jest świadomość jak zżyte są z Fundacją wolontariuszki mieszkające obecnie za granicą. Nadal bacznie obserwują nasze działania i co raduje mnie najbardziej, nawet z daleka potrafią mnie i koty wspierać.
Tak więc moi drodzy, Ania będzie Państwu systematycznie przypominać o kolejnych spotkaniach, na które tradycyjnie zapraszamy serdecznie.