Praktyka, doświadczenie, rutyna pomagają nam co roku szybko przygotować fundacyjne urodziny. Kiedyś organizacja Gali w formie koncertu z bankietem pochłaniała ogromną ilość energii i czasu. Jednak pandemia w istocie spowodowała lekkie modyfikacje naszej uroczystości. Odbyła się jedna Gala przygotowana w internecie w formie filmu. Wolontariuszki, każda z nich nagrała krótkie pozdrowienie z własnego domu, ubrana w wieczorową toaletę. Następnie Ela i Kacperek zmontowali te nagrania, tworząc niezwykle ciepły i atrakcyjny spot.
Kolejna Kotomania była objazdowa. Wybrałam kotomanów i wraz z Wojtkiem odwiedziłam uhonorowane kliniki. Wprawiłam w totalne zaskoczenie wszystkich: lekarzy, ich zespoły oraz czekających w kolejce pacjentów. Też miło wspominam.
Pierwsza Gala po pandemii całkowicie zmieniła swój charakter. Zamiast tradycyjnej uroczystej Gali w ogromnej sali, przekształciła się w kameralną, zamkniętą kolację dla wyselekcjonowanych gości. Skończyły się męczące koncerty, promocja zespołów i innych organizacji, tym razem skupiłam się na wolontariuszach i z nimi odtąd spędzam urodziny. To już trzecia za nami Kotomania w nowym stylu. W tym roku przygotowania w zasadzie trwały moment. Mural, który pojawił się na tylnej ścianie mojej pracowni, zainspirował nas do oprawy graficznej. Razem z Anią wymyśliłyśmy tytuł przewodni: „Staropolskim obyczajem”. Tradycyjnie, także wspólnie, wybrałyśmy salę oraz menu. Bożena pojechała ze mną po elementy do scenografii oraz oczywiście po balony. Jak zwykle nie mogłam się powstrzymać i zakupiłam takie w koty, tylko w tym roku byłam o tyle grzeczna, że dostosowałam je kolorystycznie do całości przygotowanej przez Emilkę scenografii. Praca przebiegała szalenie szybko, bez problemów i niezwykle sprawnie. Kotomanki szyły wolontariuszki z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, dzieciaczki ze szkoły przyszpitalnej przygotowały ode mnie prezenty dla wybranych przeze mnie wolontariuszy. Wiedząc, że wolontariuszki knują za moimi plecami w temacie prezentu, postanowiłam też uknuć spisek. Przygotowałam klapki na oczy dla Natalii zbierającej kocie oseski, szczęśliwe butelki dla Ani i Nadii, czyli wolontariuszek, które te kociaczki karmią. Iwona, która niezwykle jest skuteczna w pozyskiwaniu wsparcia obdarowana została symboliczną pełną kocią miseczką, a Karol menadżer z Amicusa, otrzymał magiczną gumkę myszkę z misją wymazywania największych pozycji z faktur. Było wesoło, dowcipnie i oczywiście ta niespodzianka była dla obdarowanych niecodziennym wyróżnieniem. Tym razem wszystko pięknie się układało, gdyż uzdolniona młodzież ze szpitala zaangażowała się w przygotowania Kotomanii. Dodatkowo, Stypendium im. Pitusia wybitnego kota, które otrzymał wyjątkowy stypendysta wyłoniony przez Martę i Agnieszkę, pochodził właśnie z tej cierpiącej społeczności. Od wielu lat już jest normą, że wsparcie na spełnienie marzeń dedykujemy dzieciom dotkniętym przez los. Kiedy nie mogą pojawić się osobiście, zapraszamy rodzinę.
W ubiegłym roku nowością były dyplomy uznania oraz wtopy roku, w obecnym wymyśliłam kolejną atrakcję dla Fundacji. Mamy cały rok przed sobą, z pewnością nowe pomysły same się wyklują.
Knułam ja, knuła i fundacja, rzecz oczywista i jasna. Jestem pod wrażeniem, jakie ciągle mają pomysły, które zawsze wywołują u mnie rozczulenie.
Ubiegły rok był dla mnie trudny, problemy ze zdrowiem, długa operacja, potem rehabilitacja, jednak ani na moment fundacja nie była bierna, nieaktywna w jakimś tam stopniu ograniczona. Wszystkie płaszczyzny i aktywności pracowały pełną parą jak zwykle na mocno wyśrubowanych obrotach.
Nikt nie ma świadomości, jak się pracuje z takim rozległym towarzystwem, szczególnie kobiecym. Huśtawka humorów, emocji, nastrojów, kłopoty rodzinne, zawodowe, czasem niedyspozycje zdrowotne i ja w tym wszystkim w roli powiernika, spowiednika, doradcy. Każdy, kto wie jak przebiega u nas komunikacja, ma świadomość, że często uciekam do używania swoistych hasełek, by opisać w skrócie, ale dosadnie swoje reakcje. Powiedzenie: „Skończę przez was w psychiatryku”, jest jednym z ulubionych. Kiedy pada, wolontariuszki mają świadomość, że za moment już przekroczą granicę mojej wytrzymałości na ich narzekania, które zabawnie nazywam jojczeniem. I właśnie to moje hasełko było inicjacją pomysłu do prezentu, postanowiły przygotować mi branżową tematyczną wyprawkę, żebym była przygotowana na ewentualny pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Ekipa odziana w medyczną odzież postanowiła mi przekazać od Fundacji niezwykłe prezenty: szlafrok, klapki, opaskę na oczy, gustowną piżamkę oraz termofor. Całość w moim ulubionym kolorze ciepłym różu pudrowym. Asekuracyjnie, żeby nadal mogły mi nad głową jęczeć, na wypadek pobytu w kocim psychiatryku, wspaniałomyślnie pozwolono zabrać ze sobą laptopa.
Goście dopisali, humory też. Jak zwykle, kiedy wręczałam dyplomy i wtopy, wystąpienie moje bardziej przypominało skecze w kabarecie niż oficjalną przemowę. To też jest już wpisane w scenariusz, że oprócz dyplomu szkicuje się okoliczności i sytuację, które finalnie zapewniły obdarowanemu niezwykłą nominację. Myślę, że największą wartością społeczności Kocia Mama jest dystans nie do kotów, ale wobec siebie. Nie robimy dramatów z pomyłek, jeśli są zabawne a nikomu nie szkodą. Podczas uroczystej kolacji chcemy opowiadać anegdoty, które pokazują, że czasem pośpiech i zamieszanie mogą prowadzić do komicznych sytuacji, gdzie kumulacja dziwnych decyzji tworzy mega zabawne scenki. To, co wyróżnia Kocią Mamę spośród tysiąca innych, to fakt, że mimo iż przenosimy góry, potrafimy również śmiać się z samych siebie. Uwielbiam spotkania rocznicowe w nowej formie. Są ciepłe, szalenie integrują, wszystkie przygotowania i te moje, i te owiane tajemnicą dodają smaku całemu wydarzeniu. Takie aktywności również motywują pozytywnie, grupa się konsoliduje, a przy okazji poznaje i świetnie bawi. Im dłużej razem działamy, tym jest piękniej, bardziej rodzinnie i przyjaźniej.
– Chcę tego dnia z Tobą być – powiedziała mi Anetka, która też tradycyjnie zajmuje się moim makijażem na uroczystość. To sytuacja także niecodzienna, obca w innych fundacjach, żeby była taka mocna wzajemna więź i troska.
Nawiązując do wyznania wolontariuszki, z całego serca chcę podziękować każdemu, kto tego dnia uczestniczył wraz ze mną w tym wydarzeniu. Mam świadomość zabiegania, natłoku codziennych obowiązków, wysupłanie czasu na spotkanie, chęć bycia tego dnia z naszą kocią gromadą jest dla mnie największym, najmilszym prezentem. Dziękuję całej fundacji za rok ubiegły, za spokojny, konstruktywny wolontariat i z pozytywnym nastawieniem czekamy, jakie atrakcje ten rok ma dla nas przygotowane. Do zobaczenia za rok, kocio-kocio i oby nam koty nie chorowały!
Patronem tegorocznej Kotomanii było województwo łodzkie.