Rok nie wiem jak się skończy, ale w naszej kociej historii zapisze się jako ten, w którym zaprzepaszczone zostały wszelkie osiągnięcia w temacie opieki, ochrony i kontroli populacji kotów środowiskowych. Wszyscy skupili swoją uwagę wokół tematu pandemii, trwają spekulacje, na ile faktycznie jesteśmy rzetelnie informowani, kłócą i przepychają się między sobą politycy, ludzie pokazują w obliczu sytuacji kryzysowych swoje nie zawsze piękne i godne oblicza, świat zwariował można by stwierdzić. W tym całym zamieszaniu ja zwykła kociara staram się zachować zdrowy rozsądek i w miarę normalnie działać.
Nie mam innego wyjścia, bowiem efektem, skutkiem ubocznym pracy społecznej, którą wykonuję od ponad 20 lat jest baza karmicieli, którzy mając problem szukają u mnie pomocy i wsparcia. Nie chcę ich odsyłać nikogo z kwitkiem, nie chcę odmawiać pomocy, dlatego piszę tę aukcję by mieć możliwość otrzymania choćby maleńkiego wsparcia. Jestem jak w potrzasku, ponieważ opiekunowie jak i wolontariusze liczą na to, że z każdej sytuacji wybrnę i spadnę na cztery łapki.
Umiem prowadzić Fundację, jestem konsekwentna i stała w decyzjach, ale by nadal w miarę normalnie działać, muszę poprosić o pieniądze na zabiegi. W tym roku nie została wprowadzona tradycyjna akcja mająca na celu ograniczenie populacji dzikich kotów. Nagle włodarze miasta mają w nosie problem dotyczący rozmnażania się zwierząt. Lata pracy zostały zaprzepaszczone. W tym roku każda społeczna organizacja została pozbawiona wsparcia z budżetu miasta. Sytuacja jest mało komfortowa, bowiem nie dość, że nie przeznaczono na zabezpieczanie kotów żadnych pieniędzy, to podniesiono budżet łódzkiego schroniska i patrolu, instytucji, które każdego kociarza odsyłają do Kociej Mamy.
Pytam zatem spokojnie: jak mam w tej rzeczywistości pracować? Czy mam odsyłać z kwitkiem karmicieli zgłaszających kotne kotki? A może odmawiać wolontariuszom prawa do wykonywania interwencji?
Jestem wściekła, bo nikt nie raczył zapytać dobrze pracujących organizacji jak przygotować choćby zastępczy program pomocowy, żeby utrzymać przynajmniej wykonywanie zabiegów u kotek. Wysyp się zaczął. Na razie rejestruję pojedyncze przypadki, ale już boję się co przyniesie maj i czerwiec.
W chwili obecnej zgłaszane są kotki do sterylizacji. Pomagam, ale na jak długo wystarczy mi pieniędzy nie mam pojęcia!
Na szczęście lekarze współpracujący z Fundacją, mając świadomość patowej sytuacji, wspierają mnie wykonując zabiegi ze znacznym rabatem, ale niestety faktury i tak nie są małe, bo przyjmując dorosłe i stare koty, trzeba się liczyć z koniecznością uporządkowania ich zdrowia.
Nie chcę chować głowy w piasek, nie chcę zawieszać pracy Fundacji, dlatego zgodnie z moją filozofią przedstawiam problem. Nie ma i nie będzie w tym roku pieniędzy na kastracje i sterylizacje kotów miejskich. Cały budżet przerzucony jest na łagodzenie skutków ludzkiej pandemii, a już niebawem zacznie się kocia niestety. Znowu matki będą rodzić po trzy mioty w roku, kocury będą kopulować dowolnie i szerzyć będzie się koci katar, świerzbowiec i grzybica! Cała nasza praca idzie na marne! Zaprzepaszczony został trud i wysiłek ludzi, którzy od lat walczyli o prawo do godnego bytowania kotów! Ręce opadają w obliczu takiej bezmyślności urzędników.
Nie godząc się na taką sytuację, proszę Was, pomóżcie nam przetrwać ten trudny czas!
Każda, nawet drobna kwota, w obecnej sytuacji jest na wagę złota!