Gdzieś na Wiskitnie

To nie było typowe zgłoszenie interwencji, ani też prośba o pomoc, poradę czy wskazówkę.
To była ukryta groźba ocierająca się o szantaż:
– Szukam humanitarnego rozwiązania… by się ich pozbyć, syczą, brudzą… – w tle słychać było płacz dziecka.
– Poproszę teścia, dowiezie, gdzie wskażecie, ale tylko je zabierzcie… Nikt nie będzie żadnej matki odławiał na zabieg, chcecie to sobie tu podjedźcie, tu pełno kotów lata, to są peryferie miasta, a ja mam inne zajęcia ważniejsze…

Czytaj dalej

Kocia Mama zza kulis: Gdzieś we Francji

Joannę poznałam klika lat temu. Spadła mi z nieba – dosłownie i w przenośni…
To był piątek, szczyt letniego wysypu kociąt. Tego dnia miałam odebrać z lecznicy miot kociaków. Od rana zachodziłam w głowę, gdzie je upchnąć. Wszystkie domy tymczasowe pękały w szwach. Trudno, myślałam zdesperowana, postawię kolejny kennel i tak non słucham wyrzutów, że jestem niereformowalna i dlaczego dokładam sobie jeszcze to zadanie. Jako Szefowa i tak mam multum zajęć…

Czytaj dalej