Nie ma sytuacji bez wyjścia, nie ma spraw nie do rozwiązania. Gwarantem jest zachowanie spokoju, rozsądna analiza zdarzenia i podejmowanie najlepszej możliwej decyzji, ze szczególnym uwzględnieniem, rzecz oczywista, dobra kota. Jak już nie raz powtarzałam, ten rok jest wyjątkowo spokojny. Ekipa fundacyjna pracuje na swoich płaszczyznach sumiennie, nikogo nie muszę nadzorować, przypominać o zadaniach przyjętych na swoje barki.
Kategoria: Kocie Interwencje
Letnie atrakcje
Lato było dla Kociej Mamy łaskawe. Epidemie omijały nas szerokim łukiem, wszelkie trudne infekcje także. Co najważniejsze, były to pierwsze od lat, spokojne wakacje, podczas których, mimo urlopów i wyjazdów obyło się bez kolizji komunikacyjnych.
Współpraca między lecznicami a Fundacją przebiegała spokojnie i sprawnie.
Opiekunowie, rzecz oczywista, zgłaszają koty wymagające pomocy czy nagłej operacji. Nigdy bowiem nie wiemy, kiedy zdarzy się wypadek.
Atrakcji ze Schedką ciąg dalszy
Takie koty jak Scheda mają szalone szczęście kiedy po pierwsze trafiają do Kociej Mamy, a na domiar ich Domem Tymczasowym staje się przestrzeń istoty pokroju Eli, Maryli czy którejś z Iz.
To, że u nas łatwo się działa w trybie opiekunki kociej, wiedzą wszyscy. Na głowie stajemy obie z Iwonką, by koty były dobrze zaopiekowane. Oprócz uważnego monitorowania podopiecznych i sporadycznego udziału w zajęciach edukacyjnych, wolontariuszki nie mają innych zadań. Nie wyobrażam sobie, by można było skutecznie i sumiennie działać na kilku płaszczyznach jednocześnie.
Kolejna specjalność: odbijanie kota z lecznicy!
Historia tego kota zaczyna się w połowie maja tego roku, bowiem od tej pory możemy wiarygodnie śledzić Jego los.
Pewnego dnia młoda dziewczyna zobaczyła kota płaczącego na drzewie. Przypominał dziecko, które podczas zabawy dla uciechy weszło na drzewo, a później patrząc z perspektywy na ziemię, nagle spostrzegło jak jest wysoko i wpadło w przerażenie, bojąc się zejść z obawy o swoje bezpieczeństwo.
Historia pewnej interwencji
Od lat powtarzam: trzymajmy się wypracowanego interwencyjnego schematu, wtedy jest szansa na szybką i skuteczną interwencję, nie zmuszającą mnie do stania między przysłowiowym młotem a kowadłem. Ta akcja na rzecz środowiskowych kotów nadaje się znakomicie na scenariusz do przygodowo- sensacyjnego filmu z gatunku: komedia pomyłek.
Punktem inspirującym do działania w tym wypadku jest przeogromna empatia dwóch kobiet, ich szalona miłość do kotów, a dreszczyku emocji dodającego pikanterii całej sytuacji zafundowała nam również odrobina niewiedzy odnośnie pracy Fundacji, jej wyposażenia oraz kondycji adopcyjnej.
Po raz enty
Po raz enty, do znudzenia, przypominam o najważniejszych zasadach obowiązujących niezmiennie w Fundacji. Interwencje wszelkie zgłasza się wyłącznie w dwojaki sposób: pisząc wiadomości lub dzwoniąc w określonych godzinach! Nie honorujemy innej opcji czy formy. Jesteśmy aktywne zawodowo, każda ma swój harmonogram dnia i określoną ilość czasu, którą poświęca na pracę w Fundacji, z tego względu bardzo proszę o niezaburzanie nam życia poprzez kontakt w trybie jak Państwu i kiedy pasuje!
Pinokio walczy o łapkę
Obrzeże Łodzi, dzielnica domków jednorodzinnych. Ani bogata ani biedna, taka do bólu przeciętna. Jak zwykle tradycyjnie pełno mieszka tu kotów. Ludzie może niezbyt zasobni, ale o wyjątkowo dobrym sercu dla kotów. Jedną z opiekunek miałam okazję poznać w roku ubiegłym, kiedy to stawiła się u mnie, by wypożyczyć klatkę łapkę. Chciała skorzystać z akcji bezpłatnych sterylizacji. Do klinki sukcesywnie zawiozła swoje maleńkie stadko, część udało się oddać do adopcji a, część została na Jej podwórku i zamieszkała w sprezentowanych przez Fundację budkach. Jednym z tych podopiecznych jest właśnie bohater mojej opowieści, nieufny, ale nie kompletnie dziki Pinokio.
Sobotnie manewry
Interwencja jakich niby wiele. Zaczęło się banalnie od wypożyczenia klatki bytowej dla kotki szykowanej do zabiegu sterylizacji. Pani posiadająca działkę letniskową nieopodal Łodzi pewnego dnia spostrzegła nową lokatorkę. Kotka kompletnie oswojona, jednak strasznie zaniedbana postanowiła na niej zamieszkać, jakby wiedziała z góry, że nikt jej nie przegoni, a co więcej – zatroszczy się. I tak psiara została uraczona opieką nad bezdomną kotką.
Niewiarygodna historia
To działo się w Dzień Matki! Historia jest tak niebywała, iż skupię się wyłącznie na suchych faktach. Chwilka po 14, dzwoni Kasia informując, że właśnie koleżanka jadąc do pracy na drugą zmianę, na poboczu, obok lasu, o ile dobrze pamiętam, znalazła pudło a w nim 5 kociątek i obok siedzącą spokojnie kocią Matkę. Dziewczyna zgarnęła pakiet do koszyka, który akurat miała w bagażniku, połączyła kropki, że Kasia działa w Kociej Mamie i radośnie przekazała nam pod opiekę mruczący pakiet!
Kajtek
Kajtek, mały, dwumiesięczny, czarny.
Zgłoszenie sprzed kilku tygodni, kiedy to dzwoniła o pomoc kobieta, bo żal jej było tułającego się, płaczącego kociego dziecka.
Akcja szybka, dziecko musi być przecież natychmiast pod opieką, więc bez wahania wyznaczyłam lecznicę. Pani błyskawicznie przewiozła malca pod wskazany adres, jednak zapomniała tylko przekazać nam dość istotną w tym przypadku informację, o tym, że kolano jest okropnie spuchnięte i to może być powodem jego przeraźliwych wrzasków. Ludzie proszący o przyjęcie znalezionych kotów, albo ze strachu przed odmową, albo nieświadomi wagi, pomijają często dla nas i kotów ważne informacje.