Ofiary pseudohodowli

Hodowcy i pseudohodowcy od lat powierzają mi swoje niechciane już koty.
Powód jest banalny: pieniądze.
Kiedy nie są zdolne, by rodzić czy być reproduktorem, kiedy chorują bądź sprawiają kłopoty, dziwnym trafem ich właściciele – świadomie nie używam słowa opiekun – znajdują do mnie drogę.

Czytaj dalej

Obiecanki cacanki

Myślałam, że tym razem będzie inaczej, że mogę zaufać danej obietnicy, że bycie pedagogiem w pewnym stopniu zobowiązuje do odpowiedzialności za słowa. Znam nauczycieli, którzy łączą dwa zadania: przekazywanie wiedzy ale i kształtowane charakteru młodego człowieka. Ja sama bynajmniej mam to szczęście, że kilku nauczycieli nadal, mimo upływu lat, jest dla mnie niepodważalnym autorytetem nie tylko w dziedzinie przedmiotu który wykładali.

W tej sytuacji jednak rozczarowałam się. Pani zwróciła się do Fundacji z polecenia, myślałam, że to ją w pewien sposób zobowiąże, ale jak widać nadal muszę kalkulować, że ludzie mamią ofertą pomocy, a po kilku dniach, kiedy przyjmę zwierzaka, nagle zapominają o deklaracjach, których nikt ich od nich nie oczekiwał.

Czytaj dalej

Z dystansem do tematu

O tych psach usłyszałam jakoś kilka albo kilkanaście miesięcy temu. Informacja na tyle mocno zapisała  się w mojej pamięci, że kiedy temat powracał, wiedziałam, czego konkretnie dotyczy.

Nie reagowałam stojąc na stanowisku, że jasno zdefiniowany jest profil działania, nie chcę poszerzać działalności Fundacji ponieważ  swobodnie poruszam się wyłącznie w kocim  wymiarze i o ile mam pomysł dosłownie na każdego kota, o tyle z psami kompletnie sobie nie radzę.

Czytaj dalej

Raz nawiązany kontakt

Poznałyśmy się jakiś rok temu podczas typowej niby interwencji. Pani otrzymała roboczy przydomek „Ta, od Devownów”, żeby w komunikacji fundacyjnej każdy wiedział o kim rozmawiamy. Nie będę wracać do przeszłości, swój cel osiągnęłam: kocura-dziecioroba, starego, brzydkiego Devona pani wykastrowała u Małgorzaty, wolałam mieć na 100 % pewność, że dotrzyma obietnicy. Zabrałam wszystkie niechciane kocięta. Te, po które mimo znamion rasy nikt się nie ustawiał w adopcyjnej kolejce.
Zgodnie z tym co powiedziałam, o losie przekazanych kotów pani dowiadywała się ze strony internetowej Fundacji. Nie piętnowałam, nie dawałam bulwersujących wpisów na fejsie, rzeczowo i chłodno informowałam o tym co się z kociakami dzieje. „Miłość” do rasy i chęć łatwej kasy spowodowały dramat, który najwidoczniej przerósł panią.

Czytaj dalej

Kłopotliwe sytuacje

Środek zimy, rogatki miasta, kwartał domków jednorodzinnych. Pewnego dnia w żywopłocie pojawił się kot.

Siedział dzień i drugi, w trzecim mieszkańcy domu wystawili mu miskę i zadzwonili do Fundacji.  Maryla poradziła to, co zawsze w podobnych sytuacjach: zabrać do domu, nakarmić, pozwolić się kotu wyspać a nam dać czas na zastanowienie.

Czytaj dalej

Czarny Tulipan na Walentynki

Czwartkowy poranek. Od tygodnia siedziałam chora w domu, kiedy zadzwoniła Magda:
– Przepraszam, wiem, że jesteś chora…
– Nie przepraszaj – mój głos przypominał coś pomiędzy skrzekiem żaby a odgłosem pracującej piły.
– Przestań, bo mi bębenki pękną!
– To jak mam gadać? Na migi?
– Ty to potrafisz się urządzić – stwierdziła z podziwem. – Specjalnie to robisz czy co?
– Stresy mi wychodzą a i taka pora, tradycyjnie żegnam zimę.
– Dobrze, że umiesz sobie wytłumaczyć.
– A mam inne wyjście? Madzia, ale o zdrowie to ty mnie pytałaś wczoraj więc biorąc pod uwagę upływ czasu, o co się rozchodzi? Kot  jakiś czy nasze interesy?
Czytaj dalej

Historia pewnej babki

Kilka tygodni temu, jakoś przed wieczorem, do lecznicy weszła kobieta w wieku na oko lat 70. Na stole postawiła koszyk mówiąc: „Proszę ją uśpić, nie daję rady opiekować się nią i ponad 90 letnią matką. Mam swoje lata, a ona – wskazała kotkę – już się nażyła. Ma prawie 20 lat, jest ślepa, dotąd była wychodzącą, cud, że pod auto nie wpadła, nie byłoby kłopotu.”

Czytaj dalej

Działania towarzyszące

– W tym roku jedziemy na Bardowskiego bardziej roboczo w temacie KotoManii niż edukacyjnie – tłumaczyłam Gosi.

Ubiegły rok był dobry pod jednym względem, otóż dołączyły do Fundacji osoby świadome własnych potrzeb odnośnie aktywności społecznej. W sumie nie przeprowadziłam ani jednej nietrafionej weryfikacji bowiem ci, którzy pojawili się na rozmowie, byli już wstępnie uprzedzeni odnośnie trybu pracy, panujących zasad, moich obowiązków wobec wolontariuszek ale i stawianych im wymagań.
Czytaj dalej