Siłaczki wbrew sobie

– Nie miałam pojęcia, że tak trudne jest to zadanie! Gdybym wcześniej wiedziała… – zawahała się na moment ale szybko zrozumiałam, że tacy ludzie jak ona i jej mąż nie podjęliby innej decyzji.
Poszedł jak zwykle wyrzucić śmieci a wrócił z czwórką małych osesków…

Czytaj dalej

Jak grochem o ścianę

Od prawie 20 lat, co roku, o tej samej porze, z taką samą złością zmieszaną z bezradnością, z szalonym zdziwieniem, z bólem przepełniającym moje kocie serce, wściekła na ludzką głupotę i bezduszność, tłukę w klawisze powtarzając do znudzenia: Ludzie nie zabierajcie matkom ich dzieci!
To hańba nie odwaga, to skandal godny piętnowania!

Pytam: jak ktoś, kto ma odrobinę przyzwoitości, może spokojnie patrzeć na swoją ukochaną kotkę ze świadomością że jest mordercą jej dzieci? Od lat nie umiem znaleźć odpowiedzi.

Czytaj dalej

Szybko i sprawnie!

Nie chciałam tej interwencji, ale skoro powiedziałam „A” wiadomo, przyszedł czas na „Ą”. Tym razem poszło sprawnie jak po sznurku i co najśmieszniejsze, obyło się także bez pisania durnych dokumentów. Nie mogę idąc za przykładem innych, i bagatelizować już dość skomplikowanej sytuacji udając, że nie dostrzegam problemu. Opiekun jest w takim wieku, że czas raczej ani nam ani psom nie sprzyja. Daleka od pesymizmu i czarnowidzenia realnie oceniam fakty.
Nie chcę, by nauczone wolności zwierzaki, trafiły do schroniska czy przytuliska, trzeba zacząć szukać im odpowiedzialnych domów, ale punktem wyjściowym jest ich kastracja.

Czytaj dalej

Powroty

– Nie będzie mnie ponad tydzień – zameldowała Maryla- komu przekazać interwencję sprzed chwili? Dostałam sms od naszej wolontariuszki, która  sygnalizuje, że jest dość kłopotliwa sytuacja na Widzewie i pyta do kogo przekierować.
– Przeczytaj – poprosiłam.
Czytaj dalej

Piątek – weekendu początek

W piątek dość późnym wieczorem Maryla raportowała:
– Jest zgłoszenie z Kutna, działaczka psiej fundacji, na drodze obok jej domu zaparkował pan w pięknym aucie, wypalił papierosa i odjechał.
– Co w tym dziwnego? – zapytałam lekko zirytowana, że o tej porze jeszcze mnie niepokoi – Ludzie różne mają nałogi, nie popieram, ale nie będę też za to wieszać, znam gorsze uzależnienia.
– Ale, posłuchaj – kompletnie nie zrażona kontynuowała – Pan odjechał, ale na miejscu została gruba jak beczka kotna kotka. Pani pyta czy pomożemy, ona robi w psach, ma pomysł, że nawet kotkę sobie zostawi, ale co z małymi? Wszyscy doradzają eutanazję!
– To podłe! To paskud!!! – wyrwało mi się pod adresem pana, momentalnie odeszła ochota na sen. – Mówisz, że Pani się waha, to dobry sygnał.
-No nie wiem czy się waha…
-Jakby było inaczej nie odebrałabyś telefonu, ma dylemat skoro prosi o pomoc. Poczekajmy aż kotka się okoci.
– Są trzy, sprawa zamknięta o dziewiątej rano zawiezione do uśpienia, pani nie może zaopiekować się całą rodziną.
– O nie! Maryla dzwoń i mów, że zabieram pakiet, matkę i smarki.
– Pani się zastanawia. Musi przedyskutować z mężem.
– O czym tu rozprawiać? Mogę natychmiast przyjąć, teraz kiedy już urodziła zabierać dzieci to szczególne okrucieństwo.

Czytaj dalej

Pewne zasady się nie zmieniają!

Od zawsze otaczałam troską małe, nieporadne smarki. Nigdy nie wydałam zgody na eutanazję kocich dzieci, które z biegiem czasu w myśl Ustawy zaczęło określać jako „ślepe mioty”. Dla mnie życie każdego kota jest, było i nadal będzie bezcenne. Powstało nawet fundacyjne hasło: liczy się każdy kot bez wyjątku, zdrowy, chory, nawet ślepy czy niedowidzący.

Czytaj dalej

Dla równowagi

Pan Krzykacz dość mocno podniósł adrenalinę mnie, Monice i Renacie, ale jeśli mam być szczera, to tego rodzaju interwencje dzieją się raczej sporadycznie. Na szczęście.

Wiosną rodzą się kocie dzieci. To normalna sytuacja. Nie ma takiej opcji, by nawet przy solidnej aktywności Fundacji i opiekunów, zabezpieczyć wszelkie wolno bytujące zwierzaki, ponieważ o ile przy rozsądnej współpracy karmicieli możemy wyeliminować narodziny niechcianych kociąt, o tyle mając świadomość rodzaju „pracy” pana Krzykacza, długie lata służby jeszcze przed nami.

Czytaj dalej

Historia pewnej interwencji

Zima w tym roku była bardzo łagodna. Wiosna szybko wykonała swoją robotę, wcześnie zazieleniły się w parkach trawniki, zakwitły tulipany, konwalie i bzy. Z niepokojem pytałam wolontariuszki działające w kontakcie: „Jak tam moje drogie interwencje? Są jakieś trudne zgłoszenia?”
Monika z Marylą zaprzeczały niezmiennie: „Nic się szczególnego nie dzieje…” Wiedziały o co pytam…

Zawsze o tej porze ciepłe puchate czapki szły już w ruch, zastępując sierotkom matki, już były małe kocie smarki w naszych domach, już byłyśmy urobione po pachy.
Siedziały same albo z matkami, różnie, w zależności od okoliczności i sytuacji.

Czytaj dalej

Fundusz wypadkowy – kolejna pozycja konieczna w kocim budżecie

Interwencja z terenu Brzezin. Jest to małe miasteczko położone kilkanaście kilometrów od Łodzi.
Z prośbą o pomoc dla powypadkowej kotki zadzwoniła do Anetki lekarka prowadząca Rudziocha, mająca gabinet w Strykowie. Rudzioch, dzięki zastosowanej przez nią terapii, zaczyna powoli zdrowieć.

Wersja zgłaszających interwencję:
Kotkę znaleźli młodzi ludzie, którzy przybyli z wizytą do babci. Kicia leżała w rowie, zmasakrowana czaszka, uszkodzona żuchwa, pęknięte oko. Nie chcę nawet myśleć o bólu w jakim trwało to kocię. Żaden mieszkający w pobliżu sąsiad do niej się nie przyznał.

Czytaj dalej

I znowu wyjątek

Tym razem będzie krótko, zresztą już kilka tygodni temu sygnalizowałam temat.

Łódź, okolice między Zarzewem a Starym Widzewem, bytuje tam od lat kilka zdziczałych psów. Rodzą się rzecz jasna i psie dzieci. Męskie szczeniaczki mają wzięcie, gorzej z suniami, na nie jest znacznie mniej chętnych. Barierą jest koszt sterylizacji oraz wizja wychodzenia z suką na spacer w towarzystwie adoratorów, kiedy akurat nastaje czas rui.

Czytaj dalej