Nigdy nie wiemy, kiedy kocię odfrunie. Może i lepiej, że tak się dzieje, bo nagła śmierć sprawia, że doznajemy szoku, a element zaskoczenia pozwala łatwiej znieść ból i rozgoryczenie.
Nigdy nie wiemy, kiedy kocię odfrunie. Może i lepiej, że tak się dzieje, bo nagła śmierć sprawia, że doznajemy szoku, a element zaskoczenia pozwala łatwiej znieść ból i rozgoryczenie.
Maleńkie odratowane kociątko odeszło na FIPa płucnego. Nie wiem co się wyprawia w kocim świecie, ale choroby, na które zapadały raczej dorastające koty, dotykają maleńkie kocie dzieci.
Jak grzmiałam, by matki łapać, były głuche na moje prośby.
Jak przyszło na świat kilka kocich dzieci, wtedy znalazły drogę do Fundacji.
Nie mogłam i nie chciałam przenosić złości na karmicieli na małe, Bogu ducha winne kocie dzieci.
To w domach moich wolontariuszek odchodzą na koronawirusa, bo opiekunki tylko stawiają miski i zapominają, że koty się leczy i odrobacza!
Bure koty nigdy nie są takie same. Każdy ma kompletnie inne umaszczenie, ale ja kocham je najbardziej. Imię dostała po swojej pierwszej opiekunce Danucie, potem trafiła pod skrzydła Reni i w jej domu się zasiedziała. Czas płynął i nikt się po nią nie zgłaszał. Nie martwiłyśmy się tym faktem zbytnio. Znając charakter Renaty umiem określić upływ czasu, po którym za nic kota do adopcji nie odda.
Z gromadki dziewięciu z cechami kota orientalnego, eksperyment zaszczepienia w czasie dość rozległej infekcji przeżyło tylko pięć kotów.
U mnie walczy z chorobą Protek, u Kasi udało się wyrwać z szpon śmierci Jacka, Wacka i Agatkę, u Dorki ostało się jedno kociątko, u Danuty też jedna istotka zwyciężyła. Tej Trójce mieszkającej w tym samym domu tymczasowym niestety się nie udało. Były z tych najsłabszych, najmniejszych, tych, które każdą infekcję przechodzą trudniej.
Głupia, bezsensowna, kompletnie niepotrzebna śmierć której można było uniknąć.
Przyjechała spod Łodzi. Nie wiemy czy matka ją odrzuciła, czy zgubiła podczas wędrówki. Nie miałam matki karmiącej, więc tej roli podjęła się Ela.
Jednak mała odleciała pomimo usilnych starań. Ta przyczyna ma na imię gargia i zabiera nam małe koty.
Jeden weterynarz zaszczepił mimo ostrej formy kociego kataru, drugi nie zauważył budującej się kalcywirozy. Nie umiem się odnieść do takiego zachowania.
Staram się na zimne dmuchać, nie łączyć miotów, domy tymczasowe mają zakaz wzajemnego odwiedzania się. W tym przypadku takie zaniedbania wynikają ewidentnie ze złego diagnozowania.
Nie odchodzą pod płotem, nie cierpią. Są zaopiekowane jak najważniejsze koty świata. Ale musimy pamiętać, że w przypadku malunich, zrodzonych z nigdy nie leczonych kotek, nie możemy liczyć, że każde przyjęcie przekuje się na dobrą adopcję. One umierają raniąc nasze serca, zostawiają blizny i skazy, zapisując się w naszej pamięci smutnym wspomnieniem o tych, którym się nie udało…