Nikt nie ma wpływu tak naprawdę na swój los, ani my, ludzie, a już tym bardziej koty. Dziecko osoby szalenie majętnej, pomimo tego, że rodzi się w pałacu albo luksusowej rezydencji, nie ma żadnej gwarancji, że jego życie będzie usłane różami, będzie składało się wyłącznie z samych sukcesów odnoszonych przy udziale przyjaznych znajomych. Los bywa kapryśny, a przeznaczenie lubi płatać bolesne figle. Żyć trzeba na swoją miarę, według dla siebie ważnych zasad oraz reguł. Kiedy postępuje się nie w trosce o swoje sumienie, a o aplauz otoczenia, zawsze zaliczy się bolesny, przykry w konsekwencjach upadek. Ludzie sięgają w trudnych okolicznościach po pomoc terapeuty, psychologa, a w traumatycznych przypadkach włącza się też psychiatra. Mamy o tyle lepiej, że kiedy ogarnie nas uczucie z bezmocy walenia głową w ścianę, przyjaciel, partner czy lekarz, wskaże drogę ratunkową. A jak sytuacja wygląda z kociej strony? Mamy przecież świadomość, że i te istoty dotykają problemy emocjonalne czyli, mówiąc bardziej dosłownie, i im zdarza się mieć „chorą głowę”. Tak kiedyś, przed laty, nazywano ludzi dotkniętych depresją, nadwrażliwych, lękliwych, wycofanych, mających kłopot nie tylko z relacyjnością, ale i prozaicznym nawiązywaniem znajomości. I nie była to trema, ale obsesyjna panika przed wszelkimi sytuacjami, związanymi z koniecznością dialogu czy nawet przekazania prostych komunikatów. Na szczęście medycyna, nie tylko ludzka, zrobiła milowy krok w dziedzinie dotyczącej emocji. Dostrzeżono, jak ważne są uczucia i jak wiele od nich zależy w naszym codziennym życiu, komunikacji , rozwoju, realizacji zawodowej oraz spełnieniu. Koty, dokładnie tak jak ludzie, kiedy rodzą się w przyjaznym środowisku, hodowla czy właściciel obserwuje anomalie w ich zachowaniu i stara się pomóc.
Pierwsze kroki oczywiście kieruje do weterynarza, a po diagnostyce wprowadza odpowiedni protokół. Tak się dzieje w przypadku, kiedy opiekun ma na uwadze kondycję emocjonalną swojego pupila i faktycznie traktuje go jak przyjaciela. Jednak prowadząc interwencję, nie spotykam się wyłącznie ze zgłoszeniami dotyczącymi mruczków ze statutem środowiskowych. Dość duży procent dotyczy niestety kotów rasowych. To, że nagminnie oddawane są koty, które wymagają operacji lub specjalistycznego leczenia, nie stanowi dla fundacji mającej wielu sympatyków wyraźnego problemu. Generalnie procedura jest zwyczajowa, właściciel zrzeka się kota na rzecz fundacji, Kocia Mama finansuje zabieg i rehabilitację, a potem szukam domu wśród najbliższego grona znajomych. A że nie jest ono małe, ponieważ od ponad 25 lat siedzę mocno w branży, to w przypadkach, kiedy pomoc wiąże się tylko z budżetem, generalnie jeszcze przed „naprawą” kota, mam już dla niego przygotowany dom stały.
To jest jeden zakres opieki nad kotami rasowymi. Jak wiemy, medal ma dwie strony, druga, ta trudniejsza, wiąże się z przekazywaniem kotów w trybie zwanym „kot w worku”, czyli faktyczne powody decyzji hodowcy są ukryte, pominięte milczeniem, by nie użyć mocnego słowa, jakim jest oszustwo czy świadome kłamstwo.
Koty chore, wcześniej bądź później, wyleczymy. Koszt bywa przeróżny, w zależności od zaawansowania problemu lub urazu. Najtrudniejsze są te, które zostają nam przekazane, a problem dotyczy „ chorej głowy” czy emocji. Nie mam pojęcia, jakie błędy czy zaniedbania opiekuńcze trzeba popełnić, by koty rasy mega miłej, wręcz nazwane popularnie „szmacianymi laleczkami”, były agresywne, wycofane, zdecydowanie kwalifikujące się do terapii specjalisty od psychiki.
To jest najtrudniejsze wyzwanie w takich okolicznościach, kiedy sytuacja nakłada na nas konieczność pracy z kotem, który ma nie tak poukładane w głowie, mówiąc językiem przyswajalnym przez laików. Po koty zgłaszamy się kierowani szczytnym odruchem serca. Jedni marzą akurat o takim właśnie przyjacielu i kiedy i umaszczenie i płeć i wiek są oczekiwane, decyzja o adopcji staje się faktem dokonanym. Są jeszcze tacy, którzy nie przywiązują wagi do wyglądu, wieku czy płci. Oni zwyczajnie chcą kota, ale najlepiej miłego, nie schodzącego z kolan.
Kiedy w ubiegłym roku przyjmowałam kilka ragdolli z pewnej hodowli, nie miałam pojęcia, jak bardzo te koty wymagają przede wszystkim terapeutycznej pracy osoby z wiedzą o ich psychice, ale na tyle mocnej, że przejmie nad kotem przewagę. Koty są niezwykle mądre, adaptują się do warunków momentalnie, ale też potrafią swoim zachowaniem wywołać u człowieka uczucie lęku, obawy, strachu. Wtedy nie ma mowy o powodzeniu terapii. To człowiek musi narzucać schemat komunikacji, jeśli przyjmiemy ten proponowany przez kota, nigdy nie przełamiemy impasu.
Tego kota bała się jego własna hodowczyni, miała przed nim lęk osoba zajmująca się nim tymczasowo. Obecna opiekunka swoim spokojnym usposobieniem wypracowała umiejętność relacyjności kota z resztą osobników w jej domu. Niby dużo, a jednak zbyt mało. To, że Obłok korzysta z kuwety, nie niszczy ani nie drapie mebli, to fajna okoliczność. Problem stanowi lękliwość i obawa przed bezpośrednim kontaktem z człowiekiem właśnie. Żeby kot prawidłowo funkcjonował, musi pozwalać na pielęgnację futra, systematyczne odrobaczanie, kosmetykę pazurów. Nie może żyć obok nas, bo zaniedbania estetyczne zaburzają nie tylko psychikę, ale mają wpływ na jego zdrowie. Skołtunione futro tworzy okrywę, która zamieniając się w przylegający do ciała filc, zaburza oddychanie skóry i wywołuje bolesne rany. Kotom z długą sierścią trzeba pomagać w utrzymaniu kondycji futra. Żyję z kilkoma takimi i nawet, jeśli czesanie nie należy do ulubionych ich zabiegów, godzą się na to, bo ja ignoruję ich straszenie zębami, próbę ukąszenia czyli syczenie lub trzepanie łapą. Osoby zbyt delikatne w tej kwestii zawsze oddadzą zwycięstwo kotu.
Ogłoszenie o Obłoku wywołało dość szczególne poruszenie pośród sympatyków fundacji. Rozpisali się wszyscy, a przecież był podany telefon do bezpośredniego kontaktu. Życia by mi brakło, gdybym chciała wszystkim obszernie wyłuszczyć, jaki jest konkretnie problem z kotem, którego z uwagi na wyjątkowo piękną i bogatą okrywę, nazwałyśmy Obłokiem. Adopcja ma być świadoma, a nie wynikająca z chęci posiadania zjawiskowego, bajkowego kota. Z tym kotem bezwarunkowo trzeba pracować, nie może opiekunka znikać z domu na 12 godzin. Stały etat poza domem, dojazdy w zakorkowanym mieście, zakupy przy okazji, jakieś wizyty u lekarzy, to scenariusz typowy dla każdej osoby pracującej w tradycyjnym stylu. Oczekuję na zgłoszenie osoby aktywnej zawodowo przez większość tygodnia z pozycji domu, wychodzącej sporadycznie, a nie systematycznie.
Osoby w wieku odpowiednim do zapewniania kotu opieki do jego ostatnich dni. Nie życząc nikomu źle, przypominam delikatnie, że koty tej rasy dożywają przy właściwym monitoringu zdrowia i do 20 lat. Osoba sama wymagająca wsparcia czy systematycznej opieki, nie może porywać się na adopcję Obłoka. Ponadto powinna posiadać odpowiednie cechy charakteru: stanowczość, konsekwencję, odwagę, sumienność oraz znać wady i zalety tej akurat rasy odnośnie diety, opieki medycznej, słabych cech genetycznych. Nie jest to kot dla nowicjusza, tym bardziej jako wymarzona przytulanka dla dziecka.
Dzieci nie są przeszkodą przy adopcji, jednak dom musi być świadomy, że czeka go minimum pół roku pracy, zanim kot przełamie barierę wstrzymującą go przed kompletną socjalizacją. Pierwsze kroki już zrobił. Bawi się z innymi kotami, nie znika w popłochu przed nastolatką. Wchodzi w nocy do łóżka, śpi bardzo blisko, ale to, reasumując spędzony czas w tym mieszkaniu, dla mnie jest zbyt mało. W tym czasie osoba z kompetencjami podobnymi do moich, dawno osiągnęłaby o niebo lepsze rezultaty. Nie postrzegam tej sprawy jako naganę. Tworzymy wspólnie zgraną grupę, mającą tę samą misję. Były już koty w tym domu reanimowane po przeróżnych traumach i terapia zakończyła się pomyślnie, tym razem trafił nam się nietypowy przypadek i z szacunku dla kota dzielimy się problemem, szukając optymalnego rozwiązania. Nie byłoby fair, gdybym spuściła kurtynę milczenia na sytuację, która nie tylko mnie spędza sen z powiek. Nie po to przyjęłam kota, żeby o niego nie walczyć. Nie sprawdził się jeden pomysł, sięgam po następny.
Czekam na konkretne telefony od tych, którzy mają serce, siłę i odwagę zawalczyć o emocje Obłoka. Oczywiście przy pełnym zaangażowaniu i wsparciu Kociej Mamy.