Od kilku lat rośnie świadomość o możliwości przekazania 1% podatku na cele pożytku publicznego. Mimo to nadal wielu ludzi trwa w kompletnej niewiedzy dotyczącej sposobów i rodzajów finansowania fundacji i stowarzyszeń.
Po pierwsze wielu obcy jest termin OPP.
Po drugie, mylnie interpretuje się fakt posiadania statusu Organizacji Pożytku Publicznego.
Po trzecie błędne jest przekonanie, że działalność takowa wspierana jest przez budżet z puli miasta czy gminy.
Docenić należy narzędzia, które ułatwiają pozyskanie zasobów finansowych na działanie statutowe. Do najważniejszych zaliczyć trzeba możliwość wskazania przez podatnika organizacji, dla której ma być przekazany jego 1% podatku. Ogłaszane są przetargi na konkretne zadania w ten sposób nawiązuje się współpracę pomiędzy urzędami a organizacjami OPP. Powstały portale dzięki, którym można liczyć na wsparcie po przedstawieniu celu zbiórki. Są także programy konkursowe, w wyniku których można uzyskać kwotę pozwalającą na przeprowadzenie projektu.
Fundacja Kocia Mama miała to szczęście, że status OPP uzyskała w tym samym roku, w którym ją założyłam. Tym samym osiem lat pracy na kompletnie wariackich papierach, w oparciu wyłącznie o własne środki, przyniosło istotną korzyść, bowiem miałyśmy zgromadzoną tak mocną dokumentację społecznego działania, iż mogłyśmy zabiegać o prawo do zbierania 1%.
Z biegiem lat powstały Festiwale, spotkania, wydarzenia, podczas których podatnik ma szansę poznać bliżej działanie organizacji, której chce przekazać swój odpis.
W tym roku po raz pierwszy zostałyśmy zaproszone do Łódzkiej Galerii, gdzie podjęto fajną inicjatywę pomocy w rozliczeniu PIT-u. Wielu z nas ma awersję do tabelek, ja także, więc tym bardziej doceniam pomysł.
Tradycyjnie bierzemy udział w tego rodzaju imprezach. Tradycyjnie nie agitujemy biegając po obiekcie i namawiając. Tradycyjnie jesteśmy chętne do wyjaśnień, rozmowy, wszelakich odpowiedzi. Tradycyjnie i tym razem z uwagi na fakt, że to wydarzenie dla nas było nowe, na inaugurację pojechałam sama.
Wiadomo, wszystko co nowe budzi pytania, wątpliwości, wymaga decyzji i ustaleń. Dlatego jak zwykle, by nie obarczać wolontariuszek, do mnie należało przygotowanie logistyczne gruntu do działania.
Ogromnie byłam zdziwiona faktem, jak elitarne było to spotkanie. Galeria handlowa w centrum Łodzi, modna, chętnie odwiedzana, bardzo popularna, czas dobry piątek – sobota czyli kumulacja kupujących, dobra medialna informacja, przybyło wielu chętnych, świetna organizacja w samym sercu obiektu i ogromne moje zaskoczenie – tylko kilka organizacji, które można policzyć na palcach obu dłoni.
– Dlaczego w ten sposób podeszliście do tematu? Przecież w mieście działa o wiele więcej organizacji – lekko zszokowana pytam organizatorkę.
– To typowo pro handlowe zachowane, jak klient ma wybór godzinami błądzi po sklepie i bywa, że wychodzi bez dokonania zakupu. Wybraliśmy organizację z różnych dziedzin, każda kandydatura była szeroko omawiania i dyskutowana, by wyeliminować powielenie działań, ale i za wyborem każdej stała mocna analiza działań i rekomendacja. W waszym tylko przypadku był mały kłopot: mimo dość wyraźnej nazwy, w sumie podpinacie się pod wiele działań, jakoś rozwarstwiła się wam praca: koty, edukacja, akcje, kampanie, projekty, szpital, chore dzieci, nakrętki, jakieś konkursy, wspieranie biednych.
Wzruszyłam ramionami, cóż tak wyszło przy okazji, choć nie powiem, że bez mojego wpływu.
Dwa dni Fundacja obecna była w Galerii, tym razem dyżury były zabezpieczane przez młodzież wolontariacką. Są sprawni, odpowiedzialni, mieli szansę bardziej się poznać, bowiem należą do różnych szkolnych społeczności.
To wydarzenie było też dla mnie dość ważnym doświadczeniem, lekcją, z której nasunął się dość prosty, ale logiczny wniosek.
Wszystkie zaproszone organizacje oprócz posiadania statusu OPP łączyło jeszcze jedno, jeden mały, ale niezwykle istotny fakt. Otóż dla każdej z nich nie była obca nazwa Kocia Mama.
Działają w różnych dziedzinach: zwierząt szczególnie psów jak Fundacja Azyl, na rzecz nieuleczalnie chorych jak hospicjum czy ludzi najbiedniejszych jak Fundacja Dom w Łodzi czy ośrodek dla osób z chorobami psychicznymi pod Konstantynowem, ale każdy miał okazję korzystać z usług lub pomocy od Kociej Mamy.
Niewiarygodne wręcz, jak mocno Fundacja wpisana jest w życie miasta.
To, że generalnie największą troską otaczane są koty, tego nikomu nie muszę ani udowadniać ani tym bardziej tłumaczyć, ale świadomość rozmiaru pracy lekko mnie zaskoczyła i zdumiała.
Z naszej otwartości korzystają pośrednio różni ludzie, pomagamy, bo taka jest nasza najważniejsza idea.
I tak do tego faktu nawiązują wypowiedzi: „Na koty mam dać? Ja wolę chorych albo dzieci!”
Kompletna niewiedza.
To wydarzenie i podobne są dla Kociej Mamy bezcenne, bo pozwalają pokazać drugie i trzecie i czwarte i któreś tam tło działania.
Takie są fakty, ale i wynik 10 letniej pracy.