brak schematu

Schemat – termin prosty, czytelny i jednoznaczny. Jego znaczenie jest zrozumiałe bez dodatkowych wyjaśnień zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Schematy porządkują nasze życie od pierwszego dnia, kiedy pojawiamy się na świecie. Istnieje schemat karmienia noworodka, schemat profilaktyki medycznej, a gdy dorastamy, wciągają nas schematy dorosłego życia: związane z przedszkolem, szkołą, uczelnią, pracą czy życiem rodzinnym.

Schematy ułatwiają, porządkują i generalnie pomagają.

W Kociej Mamie schematy również znalazły zastosowanie od samego początku. Porządkują adopcje, zasady profilaktyki weterynaryjnej, a nawet odgrywają istotną rolę w prowadzonej na szeroką skalę edukacji.

Jednak o ile można precyzyjnie opracować schemat klasycznych zajęć edukacyjnych, o tyle nie sposób jednoznacznie określić zadań, jakie ma wykonać koci nauczyciel. W przypadku kotów nie ma żadnych reguł, prawideł, rutynowych zachowań czy bezwarunkowych odruchów.

Pies jest ułożony, przewidywalny i posłuszny. Dzięki temu można łatwiej przewidzieć jego zachowanie i uniknąć ewentualnych kłopotów czy „awarii”. Pies wycofany i przestraszony nie zacznie nagle łasić się do gości. Koty natomiast rządzą się własnymi prawami.

Koty natomiast to zawsze jedna wielka niewiadoma – nigdy nie wiadomo, co im w danym momencie strzeli do głowy. Nie ma pewników, sztywnych zasad ani powtarzających się odruchów. Jesteśmy w stanie przewidzieć ich reakcje, ale tylko w okolicznościach, które są powtarzalne, na przykład w codziennym życiu, toczącym się według znanego im schematu, bez dodatkowych bodźców czy nowych sytuacji.

Edukacja obfituje w schematy. Odwiedzamy te same, znane nam od lat placówki, a pracują z nami te same koty. Mogłoby się wydawać, że każde spotkanie odbędzie się bez niespodzianek. A jednak – koty potrafią zburzyć każdy, nawet najbardziej przewidywalny schemat.

Rysia trafiła do Fundacji w wyniku klasycznej interwencji. Skradła serce Kasi, pokochały ją również jej dzieci, i tym sposobem z kota oczekującego na adopcję w domu tymczasowym, zmieniła status, stając się pełnoprawnym członkiem rodziny. To normalna sytuacja w tej Fundacji – wiele kotów, szczególnie tych po traumatycznych przejściach, zostaje z wolontariuszami, zyskując najlepszą opiekę pod słońcem.

Kasia jest częścią zespołu edukacyjnego. Nie raz pisałam o jej fantastycznych kompetencjach w tym obszarze. W zależności od tego, z kim akurat tworzy duet, przyjmuje odpowiednią rolę: osoby wiodącej, partnera wspierającego lub uważnego ucznia – zwłaszcza wtedy, gdy działa ze mną.

To spotkanie na dalekim Janowie miało zakończyć tegoroczną turę wizyt w ramach zajęć z kotami. Wszystko było dokładnie omówione i ustalone, jednak szalejący wirus pokrzyżował nasze misternie przygotowane plany. Musiałam niestety zmienić pierwotne ustalenia, i zamiast Devona Ytka oraz Ragdolla Lalusia, na spotkanie pojechała śliczna czarnusia Rysia. O przebieg zajęć byłam spokojna – Kasia jest specjalistką od sytuacji trudnych – jednak atrakcji, jakie tego dnia zafundowała nam kotka, nikt nie mógł przewidzieć.

Jesień i zima to pory roku, kiedy królują wszelkiego rodzaju wirusy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odwiedzi dzieci z kaszlem i katarem, a zespół edukacyjny jest nauczony radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Tak się składa, że grypa dotyka nie tylko dorosłych – dzieci w tym okresie również chorują częściej. W skupiskach infekcje rozprzestrzeniają się szybciej i zbierają większe żniwo. Wiedziałam więc, że w przedszkolu będzie mniej dzieci, a to pozwoliło bez uszczerbku dla komfortu pracy zaprosić na jedną pogawędkę jednocześnie dwie grupy.

Tego dnia na kłopoty złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim uśpiona została czujność Kasi i Blanki – dziewczyny skupiły się na prowadzeniu zajęć, ufając, że kotka zachowa się jak zawsze: będzie grzecznie siedziała obok swojej torby, czekając, aż wszystkie klasyczne procedury zostaną wypełnione.

Kolejnym czynnikiem było zachowanie opiekunki jednej z grup. W pewnym momencie uznała ona, że skoro jej dzieci mają już cudne, kocie makijaże i otrzymały pamiątkowe pakiety od Fundacji, może opuścić salę. Jak wiadomo, dzieci wykonują polecenia dorosłych, a w wyniku tej decyzji zrobiło się zamieszanie, szum i hałas. Blanka, zajęta malowaniem buziek, nie monitorowała kotki.

W pewnym momencie Kasia zauważyła szeroko otwarte drzwi, biegające dzieci, uchylone okno w łazience… i brak kotki w miejscu, gdzie widziała ją po raz ostatni.

Panika i strach całkowicie zawładnęły Kasią. W takich okolicznościach tylko osoby o naprawdę mocnej psychice potrafią zachować zimną krew.

Nie będę rozwodzić się nad przyczynami tego zdarzenia – stało się i należało podjąć natychmiastowe kroki, by uniknąć kolejnych błędów.

Gdy Kasia nakreśliła mi sytuację, poleciłam pozamykać wszystkie drzwi do sal i czekać na dalsze wskazówki.

Plan był prosty. Zanim ja się pojawię, na miejsce szybciej dotrze Natalia – z uwagi na mniejszą odległość od przedszkola. Jej zadaniem było uspokoić wszystkich, sprawdzić newralgiczne miejsca i przygotować grunt do dalszych działań.

Atrybutem naszej skuteczności jest znajomość predyspozycji charakterologicznych wolontariuszy. Wiem, kto potrafi przejąć kontrolę nad grupą, a kto jest zbyt uległy i nieśmiały. Zawsze do akcji wybieram osoby zdecydowane, potrafiące przeforsować swoje zdanie i skutecznie zapanować nad sytuacją.

Okoliczność była nietypowa, więc żadna z nas nie zwracała uwagi na stan zdrowia. Natalia ruszyła wspierać przestraszone wolontariuszki, a ja zaalarmowałam Anię, prosząc o pomoc.

Obie wiedziałyśmy, że sprawa jest zbyt poważna, żeby szefowa Fundacji nie zjawiła się na miejscu.

Tak jak przypuszczałam, sytuacja była trudna, atmosfera ciężka, nikt nie wiedział, czego w takich okolicznościach można się po mnie spodziewać. Nie była to jednak pora na kąśliwe uwagi, wypominki czy nagany. Zniknęła Ryśka, i to jej bezpieczeństwo było w danej chwili kwestią najważniejszą.

Obeszłam wszystkie pomieszczenia – szkolne, magazynowe, sprawdziłam okna, drzwi. Natalia szczegółowo pokazała mi sprawdzone przestrzenie. Patrząc na układ przedszkola, szybko analizowałam podobne przypadki. Przecież mi samej Laluś schował się podczas nagrania w telewizji, a Iwan zniknął, gdy był na zajęciach w prywatnym przedszkolu w Zgierzu. Takie sytuacje się zdarzają. Analizowałam i łączyłam informacje uzyskane od Natalii i przerażonych opiekunek, a wtedy intuicja podpowiedziała mi pytanie.

Kasia, ile czasu minęło od momentu, kiedy ostatni raz widziałaś Ryśkę, do stwierdzenia jej zniknięcia?

To była chwila, może kilka sekund! – odpowiedziała. – Wybiegłam na korytarz, a potem zadzwoniłam do Ciebie.

Popatrzyłam uważnie na wolontariuszki.

Ania, pamiętasz zdarzenie z Lalusiem? On schował się nieopodal. Kot, nie znając terenu, nie biegnie gdzieś na oślep, one chowają się w pobliżu opiekunów! Rysia jest w tym pokoju, w którym prowadzone były zajęcia, albo tuż obok. Dalej nie ruszyła. Pracownicy przedszkola kręcili się po korytarzu, widzieliby kotkę. Nie ma innej opcji. Szukamy jeszcze raz, tym razem dokładniej.

Wszyscy popatrzyli na mnie, jakbym wygłosiła jakąś herezję.

Na szczęście kotka się znalazła, jak przypuszczałam, korzystając z chwili nieuwagi, ukryła się pod kaloryferem w pomieszczeniu, w którym prowadzone były zajęcia.

Koty są sprytne. Kiedy wybuchła panika i wszyscy biegali w popłochu, Rysia tak się rozpłaszczyła za kaloryferem, że zupełnie jej nie było widać. Cisza, spokój, brak krzyków i hałasu sprawiły, że zmieniła niewygodną pozycję, a wtedy udało się ją zlokalizować.

Co siedzi w kociej głowie, nie wie nikt. Co sobie kot myśli, robiąc nam takie psikusy, też trudno zgłębić. Jednak teraz wiem na pewno, że Ryśka dała wszystkim niezapomnianą nauczkę. Potwierdziła moje słowa, że z kotami nie ma żartów. Nawet kiedy są grzeczne i niby spokojne, zawsze są nieprzewidywalne. Kiedy z nimi pracujemy, musimy zachować nadzwyczajne środki ostrożności, przede wszystkim z troski o ich bezpieczeństwo.

Przy okazji edukacji dla dzieci, niezłą lekcję dostali także dorośli uczestnicy, a edukatorem była sama Rysia.

Ryśka to czarna, magiczna kotka z charakterem. Akcję poszukiwawczą podjęli wszyscy, którzy wcześniej zaangażowani byli w ratowanie jej życia. Natalia, bo to po jej interwencji Fundacja przejęła kotkę, ja, ponieważ opłacałam faktury za operację ratującą życie, Ania, opisująca dzieje kotki na fanpage’u oraz opiekunka, która wyprosiła jej adopcję!

Po raz kolejny potwierdziła się moja teza – koty, mimo iż nie mówią, potrafią przekazać swoje zdanie. Rysia to mądra kotka, która dała nam nauczkę – delikatnego klapsa kocią łapką, ukarała brak wyobraźni.

Strach ma zawsze wielkie oczy, ale najważniejsze, że cały incydent miał szczęśliwe zakończenie.

Kolejne bezcenne doświadczenie za nami. Jeszcze jedna kocia anegdotka wpisała się w opowieści o tym, co kot potrafi!