Zalatana, zagoniona, zapędzona. Zawsze w niedoczasie. Często spóźniona. Generalnie z dość długą listą zadań na „wczoraj”. Dzień zaczynam kawą, potem kolejną, potem jeszcze jedną…
W międzyczasie sprawdzam poczty, czytam wiadomości, weryfikuję wpisy w kalendarzu i kiedy blady świt zamienia się w ranek, z szefowej przeobrażam się w matkę, żonę, kobietę mającą tak jak inne tysiące obowiązków.
Tak żyję ja, szefowa jednej z najprężniej działających Fundacji.
Moje wolontariuszki także mają multum zadań, tylko, jest między nami delikatna różnica. O ile sobie narzucam reżim zadaniowy, o tyle one mają komfort, bo nigdy nie działają pod presją.
W takiej formie pełnią wolontariat na ile sprzyjające są ku temu ich okoliczności życiowe, zawodowe, rodzinne czy towarzyskie.
W Fundacji Kocia Mama od zawsze obowiązuje ten sam kodeks koleżeński, niezmienne są zasady normujące pracą, ale we wzajemnej komunikacji. Nikt nigdy nie usłyszał ode mnie polecenia w formie „Musisz!”
Pewnego dnia, kilka miesięcy temu, otrzymałam zapytanie, które w sumie było prośbą o poradę.
Wiemy, że bieda mimo pozornego dobrobytu, zagląda do wielu domów. Sponsorzy, darczyńcy zmęczeni są już kolejnymi listami intencyjnymi. Każda działalność charytatywna łączy się bezpośrednio z określonymi kosztami, więc by czynić dobro na skalę powiedzmy Centrum Zdrowia Matki Polki, trzeba niestety mieć już spore dochody w firmie.
Wiadomo, Kocia Mama poprzez swoje wolontariuszki od lat jest związana ze szkołą przyszpitalną w największym w Polsce specjalistycznym kompleksie ratującym dzieci. Przywożone są tu na trudne, skomplikowane zabiegi, operacje, rehabilitacje, korekty, konsultacje. Często te starsze są bez rodziców. Mając świadomość, że wielkimi krokami zbliża się to najpiękniejsze po Dniu Matki święto, Dzień Dziecka, moje wolontariuszki z troską przeglądały zgromadzone w szafach zasoby, ale nijak z tej resztki darów nie da skompletować 100 prezentów.
Generalnie zawsze przed ważnymi świętami, polityka jest taka, że stabilni mali pacjenci są kierowani do domów, ale jak umilić ten dzień tym, którzy nadal są przykuci do szpitalnego łóżka?
– Czy masz jakiś pomysł? – zakończyła wywód dziewczyna.
– Mam, pomogę. Muszę tylko sprawdzić kilka tematów – odpowiedziałam tajemniczo.
Marta była spokojna, wiedziała, że jak obiecam, to dotrzymam.
Tym bardziej, że kwestia była dla nas obu niezwykle ważna, tym dzieciom należy się radość w tak szczególnym dniu!
Przyjaciele mają dla mnie ogromną wyrozumiałość. Znają ten stan, kiedy pomysły zamieniają się w konkrety. Nie czekałam do rana.
Tłukłam w klawisze pisząc wiadomość: „Majka, jest sprawa, moje dzieciaki w Matce Polce poszukują sponsora na sprawienie im radości. Dlatego mam pomysł, by potrzebujący wsparli potrzebujących. Dam wszelkie niezbędne materiały, a wy dołóżcie swoje moce przerobowe. Piękne szyją Twoi podopieczni dla Kociej Mamy koty, niech tym razem produkcja się skupi na sprawieniu radości chorym dzieciom. Forma przytulanek do wyboru, mogą być koty, mogą być serca. Warunek: przytulanki mają być czytelne czyli opatrzone logiem Towarzystwa Alzheimerowskiego, niech idzie w świat wiedza o tym, że i Oni też chcą być społecznymi mimo tak trudnej choroby.”
– Muszę się z tym przespać, zaskoczyłaś mnie, zresztą nie po raz pierwszy – odpisała Maja zgodnie z prawdą.
Po jakimś czasie przyszła wiadomość:
– Wchodzimy w to!!! Pomysł jest rewelacyjny. Terapeutki już rozdzielają zadania. Ale czy my aby zdążymy?
– Maja,dopiero jest kwiecień – uspokajałam.
Dorota jeździła miedzy siedzibami. Woziła materiał, wypełniacz, nitki.
Mijały tygodnie.
Marta, która jest też zdolną bardzo rękodzielniczką, pomimo ciekawości, nie dopytywała o szczegóły. Wiedziała, że trzymam rękę na pulsie. Aż nadszedł ten dzień!
– Zapraszam po fanty, melduję, zadanie wykonane. – napisała Maja.
Dorota miała więc jeszcze jeden kurs.
Wspólnymi siłami, nie po raz pierwszy i nie ostatni, Fundacja Kocia Mama postarała się, by zapewnić uśmiech na umęczonych chorobą buziach.
Po raz kolejny pokazuję drogę innym, wy też możecie odrobinę wyjść ze swoich skorup, rozejrzeć się po tym świecie, dużo jest jeszcze obok smutku, bólu, niezasłużonej krzywdy, można to zmienić, warunkiem jest dostrzeżenie problemów innych.
Aż dziw bierze jak trudno innym iść tą samą drogą, czasem wystarczy tylko połączyć dobre intencje i emocje proszę ile dzięki temu może się zadziać fajnych rzeczy!
Nie każda akcja wymaga określonych finansowych nakładów. Od lat gromadziłam materiały, różne. Nigdy nie grymasiłam, nie moją ideę jest zrażać sponsorów. Dziękowałam za wszystko, za nitki, tasiemki, wypełniacz, guzki, wełnę i jak widać zachowania gospodarskie procentują.
Korzyści są niewymierne: dzieciaki z Centrum Zdrowia Matki Polki otrzymają nie lada prezenty, bowiem oprócz maskotek szytych przez pensjonariuszy Łódzkiego Towarzystwa Azheimerowskiego, otrzymają też kocie przywieszki malowane lata temu przez wolontariuszki z Ośrodka Terapii Dziennej przy ulicy Bardowskiego i nasze cegiełki charytatywne czyli kocie bajeczki Grażyny Szałkowskiej z przepięknymi grafikami Katarzyny Koniuszy.
Kocia Mama łączy wszystkich tych co dają i tych co biorą.
Zapłatą jest jak zwykle satysfakcja darczyńców, ale chyba bardziej świadomość bycia potrzebnym i faktu, że dzięki nam uśmiechać się będą małe chore dzieci!