To już tradycja, standard, rutyna, kiedy zaczynam przygotowywać fundację na swoją chwilową nieobecność, momentalnie jak grzyby po deszczu pojawiają się jeden za drugim problemy. Niby wszystkie trybiki pracują sprawnie, wszystko w dobrym kierunku się kręci, jednak nagle wolontariuszka znajdzie chorego kota albo kontakt otrzyma informację o potrzebie schowania w bezpiecznym miejscu kotki z maleńkimi oseskami.
To są klasyczne, typowe zgłoszenia i nie byłyby żadnym kłopotem, gdyby nieobecność wiązała się z urlopem czy wycieczką. Dawno już przestałam oczekiwać, że mam prawo do odpoczynku absolutnego. Kiedy się działa w obszarze ludzi i zwierząt, niestety na porządku dziennym jest gaszenie nagłych interwencji.
Tym razem jednak w planie mam zabieg operacyjny. Nie wyobrażam sobie, bym na sali pełnej cierpiących w różnym stopniu pacjentów, paplała przez telefon jak najęta, jest to sytuacja raczej absurdalna.
Alert ogłosiłam w Kociej Mamie z dość dużym wyprzedzeniem, jednak mając tak aktywną grupę, nie dość, iż nagle wpadają na pomysły, które natychmiast muszą wprowadzić w życie, więc do mnie należy ich natychmiastowa ocena i opinia, przed akceptacją, to Paulina, która bije wszystkich w cuglach w zakresie interwencji, znowu trafiła na kota, z którym generalnie jest problem.
Kot bytuje nieopodal torów kolejowych. Dorosły, około 3 lat liczący, łagodny, ale zapuszczony okropnie. Koci katar, świerzbowiec, dodatkowo cale ciało pokrywają ropiejące guzy, ewidentnie efekt pogryzienia przez innego kociego osobnika i co najgorsze w tej sytuacji, nie jest kastratem.
Leczenie nie stanowi kłopotu, na te cele przecież zbieramy środki. Problem jest z przetrzymaniem kota, bo w takim stanie żaden lekarz nie wykona zabiegu, a chodząc swobodnie po domu, całe mieszkanie jest w stanie w krótkim czasie zasmrodzić.
Hotelowanie w przypadku Kociej Mamy nigdy nie jest rozważane. Uzyskane środki zawsze mają być przekute na leczenie, więc zawsze staram się znaleźć optymalne wyjście.
W tej chwili Daniel, bo kot jest śnieżnobiały, a raczej takim będzie jak się domyje, po konsultacji w klinice, przebywa w domu tymczasowym u Danuty, ale umieszczony tak, że nie ma kontaktu z innymi zwierzakami, eliminując tym samym rozsianie kociego kataru na inne oraz zachętę do znaczenia terenu.
Tym razem z pomocą przyszedł kennel, są one rozwiązaniem zbawiennym, kiedy sytuacja zdrowotna kota wymaga podjęcia wyjątkowych środków ostrożności.
Plan.
Dwa tygodnie leczenia antybiotykiem, wspomaganie witaminami, dodatkowo wprowadzony probiotyk i dedykowana karma.
Następnie wykonanie badania krwi, z uwagi na wiek trzeba wykonać morfologię z biochemią – profil rozszerzony. Testy FeLV/FIV, odrobaczenie, sprawdzenie rezultatu zastosowanego preparatu na świerzbowca.
Ostatnim działaniem będzie kastracja i szczepienie, a potem jak zwykle skupimy się na szukaniu fajnego domu. Należy się to kotu jako rekompensata za wszystkie te lata tułaczki, bólu, głodu, przeganiania z kąta w kąt.
Kot ma stare urazy, nie będę teraz wymyślała, czy miał jakieś kolizje drogowe czy niemiłe spotkania z człowiekiem, teraz nie ma takie rozważanie najmniejszego sensu. Jest w fundacji, jest bezpieczny i to jest w tym momencie najważniejsze.
Prosimy o wsparcie. Cel określimy na dwa tysiące, nie mam bowiem pojęcia, jakie sytuacje wynikną w trakcie rehabilitacji.
Znając Państwa hojność, ufam, że okażecie temu wojownikowi wsparcie, za co już serdecznie dziękuję.