białaczkowe koty

Mam świadomość, że istnieją organizacje, które bez wahania przeprowadzają eutanazję na ślepych, ale zdrowych miotach, nawet gdy obok znajduje się troskliwa matka. Gdy kilkanaście lat temu założyłam Kocią Mamę, te samozwańcze miłośniczki kotów wieszczyły mi porażkę, twierdząc, że polityka ratowania trudnych przypadków nie spotka się ze społecznym uznaniem i aprobatą. Minęły lata, a ich złośliwe i pełne nienawiści przepowiednie na szczęście się nie sprawdziły.

Fundacja nadal działa w obszarach, w których inni rozkładają bezradnie ręce, i leczy koty na skalę, o jakiej złym prorokom nawet się nie śniło. Co więcej, wszystkie uratowane zwierzęta, po stabilizacji zdrowia, są przekazywane do adopcji. Kocia Mama słynie z tego, że adopcje kocich kalek odbywają się najszybciej, dosłownie w błyskawicznym tempie. Każdy, kto raz odważył się żyć z niepełnosprawnym kotem, będzie szukał dla niego towarzysza dokładnie z tej samej bajki.
Strach przed nieznanym paraliżuje każdego. Obawy, niepokoje i niepewność to typowe uczucia, gdy decydujemy się na adopcję zwierzęcia z niepełnosprawnością. Jednak zasady adopcyjne, które obowiązują w takich przypadkach, sprawiają, że ludzie ani przez moment nie czują się bezradni.

Zapewniając nie tylko częściowo refundowane zabiegi, ale także wsparcie w trudnych momentach, opiekun czuje się bezpieczniej i mniej obawia się wysokich kosztów leczenia. Od zawsze było tak, że koty przewlekle chore znajdują schronienie pod fundacyjnym parasolem. Wybrałam takie rozwiązanie na wypadek konieczności podjęcia leczenia w przypadku nieoczekiwanych powikłań, ponieważ jest to forma wdzięczności za decyzję, na którą decydują się tylko nieliczni. Amputacja gałki ocznej czy kończyny, po rehabilitacji, nie wymaga dalszych działań medycznych, a z typowymi chorobami opiekun musi radzić sobie sam. Inaczej jest w przypadku kotów białaczkowych. To, że uda się chwilowo ustabilizować stan kota, nie oznacza, że nie nastąpi powrót choroby. Koty białaczkowe są zazwyczaj poddawane eutanazji, ale Kocia Mama przerwała ten proceder i od czasów małej Franki podejmujemy leczenie takich kotów. Protokół leczenia jest dwojaki: albo koci interferon, albo Retrovir. Oba schematy mamy sprawdzone i oba, na szczęście, powodują uśpienie choroby.

Obecnie pod opieką Kociej Mamy beztrosko żyją trzy koty białaczkowe: Neptun z Ukrainy, Donat złapany na Pryncypalnej oraz niewidomy Jasiek, uratowany podczas interwencji na ulicy Budziszyńskiej. Na pierwszy rzut oka nie widać, na jaką chorobę cierpi kot – jeśli objawy nie są oczywiste. Jaśkowi koci katar odebrał wzrok, a trafił do Fundacji w ramach przekazania. To są nasi najnowsi przybysze. Pamiętamy także, że w domu Małgorzaty bez większych „atrakcji” mieszkają białaczkowe siostry Talia i Karta.

Oczywiście, można by testować wszystkie koty przy ich przyjmowaniu do Fundacji, ale wówczas należałoby rozważyć, czy moglibyśmy nadal przyjmować ich w takiej liczbie. Zawsze są dwie strony medalu. Od lat utrzymujemy wysoki poziom adopcji, oddając koty z odpowiednią troską, ale niestety rzadko możemy liczyć na hojność adoptujących. Koszty związane z odrobaczaniem, szczepieniami, zabiegami sterylizacyjnymi oraz opieką w domu tymczasowym są ogromne, a biorąc pod uwagę, że liczba adopcji przekracza 200 kotów rocznie, łatwo sobie wyobrazić, jakie są to koszty.

W tej aukcji zwracam się do naszych sprzymierzeńców z prośbą o wsparcie finansowe na opiekę nad kotami dotkniętymi białaczką.