Coraz częściej portale społecznościowe są narzędziem komunikacyjnym wykorzystywanym nie tylko w celu zgłoszenia interwencji. Niekiedy padają zapytania odnośnie leku, pomocy w adopcji, organizacji zbiórki na rzecz Fundacji lub spotkania edukacyjnego. Wolniutko wracamy do normalnego trybu pracy, choć tak naprawdę panuje jeszcze wiele ograniczeń i obostrzeń. Fundacja normalnie prowadzi wszystkie projekty, zachowując rozwagę oraz troskę o zdrowie i bezpieczeństwo własnych wolontariuszy, a także komunikujących się z nami opiekunów.
Kontakt internetowy ułatwia nam wszystkim wiele spraw, niweluje bowiem wszelkie bariery, od odległościowych i czasowych po indywidualną dyspozycyjność. Efektem tego jest bezkolizyjna praca wolontariuszek działających poza granicami kraju. O ile interwencje i rozmowy telefoniczne prowadzone są w określonym czasie, stosownym dla czynnych zawodowo wolontariuszek, o tyle praca typowo biurokratyczna może być wykonywana w czasie wybranym przez każdą dowolnie.
Sama także korzystam niezwykle chętnie z tego narzędzia, mając bowiem świadomość różnorodności obowiązków wolontariuszy, piszę zadania, wiadomości lub zapytania i czekam spokojnie, aż będą mogli usiąść do odpowiedzi. W ostatnim czasie rejestruję stagnację aktywności na portalach, ucichły szokujące posty interwencyjne, dramatyczne prośby o udział w zbiórkach, a wpisy o zaginionych zwierzakach nie spotykają się z agresją oburzonych internautów w stylu: Jak to! Pozwoliłeś, by uciekło Ci zwierzę? Wtedy momentalnie wylewany jest stek obelg, wyzwisk i hejtu. Do słabej intelektualnie dyskusji podłączają się szybko awanturnicy i pieniacze, zapominając, że czasem spotykają nas sytuacje, na które kompletnie nie byliśmy przygotowani i nie inicjowaliśmy ich w żaden sposób ani też nonszalancko nie prowokowaliśmy. Życie niejednokrotnie potrafi nas zaskoczyć i to w takim wymiarze, iż osłabia nas ogrom nieszczęścia, które nagle stało się naszym udziałem.
Wyciszenie agresji, organizacja akcji ratowniczych, szczególnie w przypadku zaginięcia psa, jest pierwszym etapem prowadzącym do wypracowania prawidłowego zachowania i reakcji na tego rodzaju zdarzenia. Pamiętać trzeba o jednym najważniejszym fakcie. Otóż organizacje mają różne osiągnięcia adopcyjne i w przypadku dość lękliwych psów jest znacznie trudniej pozyskać odpowiedniego opiekuna stałego z prozaicznej przyczyny. Nie każdy umie i potrafi pracować z takim zwierzakiem, by w nowym otoczeniu pomóc mu pokonać nabyte przez lata urazy, defekty i lęki. Często pierwszym odruchem jest ucieczka do poprzedniego, znanego sobie miejsca, bowiem ono traktowane jest jako bezpieczna enklawa.
By uniknąć tego rodzaju zdarzeń i ustrzec opiekuna i zwierzaka od niepotrzebnych atrakcji, należy właściwie przygotować i uczulić nowy dom na reakcje, z jakimi mogą się spotkać w początkowej fazie wspólnego obcowania.
Cieszę się, że Sympatycy Fundacji ze zrozumieniem śledzą nasz fanpejdż, wychwytując, jaka pomoc jest dla nas najbardziej potrzebna.
Od czasu do czasu otrzymujemy zapytanie, czy przyjmiemy karmę, na którą domowe pupile mają długie zęby.
Procedura jest prosta. Ustalam kwestię odbioru i umawiam odpowiednie Autko, czyli wolontariusza stanowiącego zespół fundacyjnych kurierów.
Szybko, sprawnie, bezkolizyjnie. Najczęściej to zadanie leży w gestii Wojciecha, z uwagi na względną dyspozycyjność, ewentualnie odbierają dary Bożenka lub Ewelinka.
Przy tej okazji, przypomnieć muszę dość ważną informację. Należy pamiętać, że koty publikowane na stronie internetowej to tylko fragment tych, które codziennie pozostają pod naszymi skrzydłami. Opiekujemy się 13 enklawami w kraju, gdzie pod uważnym monitoringiem bytuje ponad 100 kotów, rezydenci nieadopcyjni w domach tymczasowych stanowią też liczną grupę oraz są także koty środowiskowe, którymi opiekują się wolontariuszki lub osoby związane z Kocią Mamą. Wszystkie te mruczące mordki trzeba niestety nakarmić, więc dosłownie każde wsparcie jest na wagę złota.
Praca społeczna na każdym jej etapie realizowana jest wyłącznie z budżetu, jaki zgromadzi Fundacja. Nie ma i nie było nigdy stałych dotacji pomocowych z budżetu miasta, a na żadne programy pomocowe Kocia Mama się nie kwalifikuje, ponieważ, o ironio, wyklucza ją praca w trybie wolontariatu. Organizacje, które generują koszty związane z wypłatą pensji, mogą aplikować o wsparcie, a ci społecznicy, którzy działają z dobrego serca, zmuszeni są sami sobie radzić. Nie pierwsza to i nie ostatnia trudność w tak pięknym, bo na rzecz zwierząt, wolontariacie.
Dziękując temu Panu za kittenki dla kocich smarków, które już rosną bezpieczne z matkami, wpisujemy je na listę oczekujących do przyjęcia, zadowolone z faktu, że dzięki darczyńcom mamy je czym wykarmić. Wdzięczna za każdą pomoc, serdecznie dziękuję za bycie z nami, przesyłam serdeczności,
Iza Kocia Mama.