W sumie to nie mam pojęcia w jakiej kategorii odnieść się do sytuacji, która niestety powtarza się niezmiennie od lat. Zawsze wiosną jedni drugim czynią prezenty, nie z okazji jakieś święta, ale z braku wyobraźni, egoizmu, braku przyzwoitości, odpowiedzialności i tchórzostwa.
Mam świadomość mocy słów wypowiedzianych, jednak prawo do takiej właśnie oceny dają mi osoby, które z pogardą traktują swoje zwierzęta, depczą ich prawo do godnego życia i przez swoją opieszałość oraz niedbalstwo czynią im pośrednio krzywdę.
Od lat powtarzam te same słowa. Od lat tłukę do zakutych głów ten sam przekaz. Nie zabierajcie kotkom ich nowo narodzonych dzieci, pozwólcie im wykarmić, a fundacja pomoże ze sterylizacją matki i adopcją kociąt. Kocia Mama ma doskonałą statystykę adopcyjną. Umiemy szukać dobrych, mądrych domów. Co więcej, nigdy nie piętnujemy, nie szkalujemy, nie stawiamy pod pręgieżem. Powtarzam, że sytuacja awaryjna zawsze może się wydarzyć, kiedy kotka nie jest zabezpieczona, a jest wychodząca. Natury nie da się oszukać, rozmnażanie jest naturalną formą przedłużenia każdego gatunku. To człowiek ingeruje w życie innych istot i jest to sytuacja w przypadku kotów prawidłowa. Odpowiedzialność obliguje do sterylizacji/kastracji, zwierzę samo nie ustawi się w kolejce, by zapewnić sobie komfort życia. Jeśli opiekun zaniedba, to tym bardziej nie powinien czynić jeszcze większego zła.
Ranek, sobota, Partol Animal otrzymuje zgłoszenie. Kobieta przed drzwiami znalazła pudło z malutkimi kociakami, jeszcze mają pępowiny.
To nie są dzieci dzikiej kotki. Zadbane, pachnące domem…
Ktoś znowu poszedł na skróty, zadał cierpienie kotce i skazał maluchy na eutanazję. W taki bowiem sposób ustawa o ochronie zwierząt rozwiązuje problem dotyczący ślepego miotu.
Nikt nie będzie się w schronisku bawił w podkładanie mamce czy karmienie butelką.
Na szczęście, kiedy służbę ma wolontariuszka Kociej Mamy procedury troszkę inaczej przebiegają. Otrzymuję informację, ile w miocie jest maleństw i wtedy staję na głowie, by znaleźć ludzi, którzy podejmą się karmienia.
Udało się i tym razem. Cudne małe groszki pojechały do domów, które wczoraj podjęły walkę o ich życie. Zgłosiły się dwie osoby, lekarka weterynarii i techniczka. Zastępują kotkę, karmią, masują brzuszki, zmieniają pieluszki. Sytuacja opanowana, tylko czy mogę liczyć, że jest to wydarzenie jednostkowe, że wyrzuty sumienia zmuszą do podjęcia kroków, by więcej takie zdarzenie nie miało możliwości się wydarzyć?
Mam wątpliwość, ponieważ proceder ten jest wbrew pozorom powszechnie i dość często praktykowany. Kociaki domowe zabierane są od kotki i wyrzucane jak niepotrzebne śmieci. Pocieszeniem w tym nieludzkim zachowaniu jest tylko różnica wieku w jakim właściciele to czynią i miejsce, w którym porzucają.
Jeśli są to koty powyżej 6 tygodnia życia i zostawione są w uczęszczanym miejscu, jest szansa na ratunek. Gorzej, jeśli oprawca wybiera świadomie otoczenie, w którym maluchy nie mają żadnych szans na przetrwanie. Szczególnie wiosną, zastanawiam się dość często, czy powiedzenie: „Człowiek to brzmi dumnie”, odnośni się faktycznie do każdego? Nigdy nie zrozumiem motywów takiego zachowania, filozofii, która je powoduje.
Raz jeszcze na koniec, przypominam: Wszyscy, którzy z różnych powodów nie mogą ponieść kosztów sterylizacji czy kastracji, mają otwartą drogę do fundacji, pomożemy. Podejmując opiekę, ponosimy koszty i to niemałe.
Mleko początkowe dedykowane oseskom, to około 100 zł za kilogram. Jedno opakowanie nie wystarczy, by odchować kocięta do 5 tygodni, kiedy to zaczynają próby samodzielnego jedzenia. Proszę o pomoc w zakupie 10 opakowań Milvetu i karmy suchej Fitmin kitten, czym jak zwykle szalenie pomocne będzie wsparcie, tym bardziej, iż na takie sytuacje niestety muszę być wcześniej przygotowane, albowiem kiedy dramat się już zadzieje, nie mogę dopiero organizować jedzenia. Trudno. Nie mamy wyboru, musimy podejmować próby, to nas wyróżnia na tle innych, ale jednocześnie sprawia, że naprawiamy wyrządzoną niewinnym krzywdę.