Jeden epizod – złamana ręka – wprowadził Fundację w stan pogotowia.
Każda funkcyjna wolontariuszka z jeszcze większym zaangażowaniem wypełniała teraz swoje zadania. Wiedzą , że to niestety jedyny sposób, by ograniczyć moją aktywność. Czułam się nagle jak pod kloszem, urwały się dzwoniące dotąd non stop telefony, umilkły zapytania o błahe kwestie, interwencje szły swoim tempem bez konsultacji ze mną, mimo to nie zauważyłam najmniejszych kolizji. Kilka dni było mi dziwnie z tą nagłą ciszą, jakby o mnie zapomniały, jakbym przestała być potrzebna.
Uważnie obserwowałam sytuację i zrozumiałam! Pokazują mi, że doskonale kontrolują wszystkie płaszczyzny, dają mi czas na odpoczynek i regenerację. Byłam dumna jak paw. Sytuacje kryzysowe zawsze są wyznacznikiem kondycji firmy. Nie było lamentów, czczych pogaduszek. Dziewczyny zachowały się jak wyszkolona armia, przejęły inicjatywę i momentalnie opanowały te aktywności, które dotąd były mi przyporządkowane.
Sposób, w jaki działamy, od zawsze budził zazdrość. Najbardziej każdego dziwi, zasada według której dobieram poszczególne ekipy. Nie raz wprost albo naokoło pytano mnie jak to się dzieje, że umiem utrzymać rytm pracy Fundacji non stop na takim poziomie, że nie ma momentów stagnacji, marazmu czy zawieszenia?
Odpowiedź zawsze jest taka sama: dziewczyny robią to, co im sprawia przyjemność, ale są bardzo odpowiedzialne, wiedzą jakie panują zasady, jaki jest kodeks fundacyjny. Szanuję indywidualizm, wszelkie ograniczenia i nigdy nikogo do niczego nie zmuszam.
Moje wyjaśnienia chyba nie zawsze spotykają się ze zrozumieniem i mimo wszystko budzą wątpliwości, bo raczej nikomu w głowie się nie mieści, że taki wymiar pracy można osiągnąć poprzez liberalną formą szefowania.
Moja niedyspozycja była konsekwencją poszerzania zadań i przełamywania oporów. Wspierając Renatę podczas edukacji naturalnym stało się włączanie aktywnie w pogadankę, by dziewczyna miała chwilkę wytchnienia. Trudno jest prowadzić zajęcia nieustannie przez kilka godzin lekcyjnych. Jestem wdzięczna za zrozumienie, za taką postawę. Przerwa w przeprowadzeniu spotkań wprowadziłaby ogromne zamieszanie i zaburzyła harmonogram, wiemy doskonale, że tylko FKM odbywa je systematyczne z godną podziwu konsekwencją.
Utrzymanie planu nie zachwiało ważnej pozycji, jaką jest wsparcie w postaci karmy.
Mając jakby do edukacji stworzone koty, dwie super Olgi i Kamilę organizującą spotkania z ramienia szkoły, Renia nie odczuwała tremy. Ufała umiejętnościom logistycznym Kamili, jej trosce o komfort wolontariuszek i futrzanych mruczków. Znając ograniczenia wynikające z pozyskaniem transportu i w tym przypadku zapewniła nam wsparcie.
Takie sytuacje są rewelacyjnym dowodem, że jeśli konstruktywnie i ze zrozumieniem przeanalizujemy sytuację, ale ze wskazaniem na pozytywne ustalenia, zawsze można wypracować satysfakcjonujący obie strony konsensus.
Cieszę się, że mamy przyjemność pracować z takimi nauczycielami. Ich otwartość, wyrozumiałość, akceptacja nieprzewidzianych okoliczności jest najlepszą zachętą do dalszej pracy.