Kiedyś uniesiona emocją, skrobnęłam artykuł pod wymownym tytułem: „Fundacja to nie figloraj”, Emilka natychmiast wyczuła drwinę i przygotowała adekwatny do tekstu plakat. Może tym sposobem troszkę zmieniła się wiedza na temat, przede wszystkim moich oczekiwań w kontekście pełnienia wolontariatu przez rodziców zgłaszających nieletnich. Ania dość często przypominała odrobinę zjadliwy tekst, nawiązujący do propozycji niektórych mam, że z radością stawią się w siedzibie na herbatkę, tylko ja nie bardzo wiedziałam jakie zadania mam powierzyć jedenasto czy dwunastolatce. Przez kilka lat problem odrobinę się wyciszył, lecz widać po ostatnich dyżurach, że niestety wraca jak bumerang, dlatego wyjaśniam ponownie. Nie ma takiej opcji, żebym do wolontariatu przyjmowała dziecko, jest to pomysł kompletnie nieodrzeczny i jak mniemam rodzice nie rozważyli niestosowności swojej propozycji. Mam świadomość, jak te kilka dodatkowych punktów doliczanych w szkole za odbycie wolontariatu może pomóc w osiągnięciu wymarzonego celu w wielu delikatnych kwestiach, jednak mój kręgosłup nie pozwala na wypisywanie nieprawdziwych dokumentów.
Do wolontariatu bardzo chętnie przyjmę nastolatka, ale nie dziecko wymagające z racji wieku nadzoru i opieki. To nie jest mój wymysł ani żadne ograniczenie narzucone wewnętrznie, by uniknąć pracy społecznej, ale aktywnością z pułapu prawa tych dzieci, opisują je stosowne paragrafy prawne. Nie mam czasu ani ochoty naprawiać zaniedbania opiekuńcze dotyczące wyników z nauki. Myślę, że rozsądniej dla dziecka i rodziców, jest opłacenie lekcji korepetycji, ponieważ nie dość, że uzupełniona zostanie wiedza, opanowany materiał, to finalnie w dalszej edukacji takie rozwiązanie przyniesie lepsze profity niż tymczasowy wolontariat w fundacji. O przyszłości naszych pociech musimy myśleć globalnie, mając na uwadze całe ich nadchodzące życie. Już samo przysłowie doskonale argumentuje moją odmowną decyzję: Czego Jaś się nie nauczy, Jan nie będzie umiał!
Dokładnie sprawdza się ono niestety w życiu.
Nie uczmy kochani naszych dzieci drogi na skróty. Nie pokazujmy im rozwiązań dorywczych czy tymczasowych, nie sugerujmy, że wszystko da się załatwić, kiedy ma się kontakty, znajomości czy układy. Tylko praca przekuwa się na sukces, inne doraźne rozwiązania powodują frustrację i rozczarowanie. Zbliża się do półmetka pierwszy semestr i znowu odbieram dziwne telefony.
Z ręką na sercu przyrzekam, że nie mam kompletnie żadnego sensownego pomysłu na wyszukania zadania dla niesamodzielnego dziecka. Druga kwestia tego problemu dotyczy zasady, która określa okoliczności wystawienia dokumentu i te niestety są dla mnie wykładnią niezmienną, a mianowicie do ubiegania się o zaświadczenie odbycia wolontariatu kwalifikuje się każdy po pozytywnej weryfikacji po okresie 12 pełnych miesięcy. Nie wydaję zaświadczeń jak zwolnień od pracy w zależności od choroby. Są reguły, normy, ustalenia i obowiązują bez wyjątku każdego.