Łódź.
Retkina.
Ogrody działkowe.
Telefon do mnie pani otrzymała z kliniki. Zgłasza, bagatela około 15 małych kociąt. Podaje imię, nazwisko, dane wolontariuszki, która w imieniu Kociej Mamy kiedyś prowadziła z Nią interwencję. Kociaki trafiły do jednej ze współpracujących z nami lecznic, matka w ramach akcji poddana została sterylizacji. Powinna zatem wiedzieć jak właściwie reagować, w sytuacji kiedy spostrzegła kilka nagle tyjących kotek.
Zaniemówiłam? Takie zachowanie u osoby mającej już kiedyś kontakt z Fundacją jest skandalem.
Niedopuszczalne zaniedbanie, nonszalancja, brak świadomości – szukam właściwego słowa, by wytłumaczyć zaistniałą sytuację.
Zwróciła się o pomoc w momencie, kiedy maluchy zaczęły przeszkadzać innym działkowcom, bowiem brudziły na grządkach, podczas zabawy niszczyły nasadzenia i kwiatki, czyli w sytuacji, która kompletnie wymknęła się spod kontroli.
Dlaczego tak późno? Zapytałam. Obecnie nie ma bezpłatnych zabiegów, ale zawsze lepiej zabezpieczyć matki niż potem gimnastykować się, by małe przygotować do adopcji. To są zawsze nieprzewidywalne, bywa, że i horrendalne koszty.
Pora też jest nieciekawa, za moment wakacje czyli czas wyjazdów, mało komu w głowie adopcje.
Nie wiem co mam odpowiedzieć, nie umiem podjąć decyzji w ciemno – poproszę o kilka zdjęć, to wiele mi powie o faktycznej sytuacji na pani działce i kotach mieszkających razem w altance.
Nie chciało mi się wierzyć, że kilka nieznających się wcześniej kotek, nie tworzących grupy, nagle zgodne bez konfliktu, każda w swoim kątku pokoju uwiła gniazdko i spokojnie karmi swoje stadko.
Jak to ma się do obrony i ochrony swego terytorium tym bardziej w okresie, kiedy kotki mają za cel odchować bezpiecznie małe. Szczególnie te dzikie każdego traktują jak intruza. Dziwny dla mnie jest fakt, że nie walczą ze sobą ani nie przenoszą z obawy o bezpieczeństwo w inne miejsce dzieci.
Po rozmowie z panią czułam pustkę w głowie, jakbym kompletnie nie znała zachowania kotów w typowych, wręcz szablonowych sytuacjach.
I po raz enty, już do znudzenia, wyszło tak jak przypuszczałam, kierowana doświadczeniem.
Kotek pani nie odławiała, ponieważ miała inny poważniejszy problem, co nie tłumaczy mimo wszystko przyjmowania rzeczywistości bez reakcji. Problem nadal zaburza jej życie, a mimo to zdecydowała się działać.
Przysłała zdjęcia, które potwierdzają moje domysły, najgorszy jest fakt, że pani kompletnie źle oszacowała wiek małych.
Nigdy nie zrozumiem jak i dlaczego wytrawne kociary nie umieją rzetelnie określić wieku. W jakim celu odwlekają przekazanie kotów skoro wiedzą, że dalsza opieka nad nimi oprócz kłopotu staje się ewidentnym problemem zaburzającym życie innym mającym prawo do bezkolizyjnego korzystania ze swych działek.
Od lat tłumaczę, że żaden kociarz nie powinien ignorować innych ludzi, potrzeb i stylu życia, bowiem finalnie złość i protest przeciwko naruszaniu ich przestrzeni obróci się przeciwko kotom.
Oni mi koty pomordują – kiepska to była próba szantażu, momentalnie zaprotestowałam, przecież skoro ze stoickim spokojem czekają na jakąś sensowną aktywność ze strony pani, nie mają żadnych niecnych zamiarów, w chwili, kiedy kociaki są ruchliwe jak żywe srebro. Jakby chcieli zrobić im krzywdę, mieli okazję dużo wcześniej, kiedy siedziały nieporadne w gnieździe – ucięłam niedorzeczne obawy.
Zdjęcia pokazały wyraźnie, że smarki nie mają pięć, a siedem tygodni i za moment za śladem dzikich matek staną się niedotykalskie. Ostatni gwizdek, mówię twardo, albo zaczyna pani pracę pod moje dyktando, albo proszę w innej organizacji prosić o wsparcie. Szukałam, mówi. I nagle przyjmuje ze zrozumieniem moje zalecenia.
Cóż, w przeciwieństwie do zapewnień co niektórych, że zawsze sobie poradzę finansowo, dementuję wyraźnie takie insynuacje! Nie ma takiej mocy sprawczej żadna organizacja działająca w trybie non profit, by nie zabiegała o fundusze. Każdy, kto pracuje w oparciu o społeczne datki, wie jak trudno zgromadzić budżet będący wyznacznikiem kondycji sprawczej. Nie mogę wymagać od pomagających mi weterynarzy, by jeszcze bardziej sponsorowali fanaberie kociarzy. Kompletną indolencją było zbagatelizowanie 4 kotek w ciąży. Układ jest prosty i klarowny, Fundacja zabezpiecza kociaki, ale za każdym miotem ich matka bezdyskusyjnie wędruje na zabieg! Czasu nie ma ani chwili do stracenia, nie jest to pora na odkładanie działań na później. Wiek maluchów i ich liczba nakazuje pośpiech, bo za moment stadko powiększy się o kilkanaście typowo środowiskowych.
Mam świadomość, że mega interwencje są niejako moją specjalnością. Zabierałam 26 po zmarłej Pani Basi, 17 z familoków przy Manufakturze i 27 czarnych z Aleksandrowa, więc mam nadzieję, że i z tą gromadką jakoś sobie Kocia Mama poradzi. O co proszę? O pomoc wszelką: karmę, datki na konto, na udział w Pchlim Targu, gdzie można jednocześnie wesprzeć Fundację i nabyć fajny gadżet. Możliwości form pomocy jest wiele, w razie zapytań, niejasności czy wątpliwości, Iwonka zawsze doradzi, opowie jak dopomóc, bym ja mogła na tyle rozwinąć skrzydła, aby te bidule schować.