Od początku pracy Fundacji, pomaganie i troska o wszystkie słabe, nieporadne istoty samoistnie wpisała się w zakres podstawowych działań. Nikt nie budował kodeksu pracy, nie stwarzał reguł, wszystko od początku do końca jest wypadkową empatii ludzi, które stanęły na mojej drodze, a potem postanowiły zostać i razem siać dobro wszędzie, gdzie zachodzi taka potrzeba. Ludzie różnie walczą, jedni sięgają po oręż, inni chwytają za pióro, my kociary kobiety w wieku różnym i każda z przebogatym bagażem przeżyć, walczymy tak jak dyktuje nam serce, dobrocią, pomocą, zrozumieniem.
Każda bez wyjątku kobieta, matka, żona, babka doskonale pojmuje grozę i dramatyzm wojny. Dreszcz strachu wywołują same już tylko doniesienia, a wyobraźnia nie pozwala zasnąć, kiedy zaczyna mocniej się nad tym rozmyślać. Kiedy wybuchła wojna u naszych wschodnich sąsiadów, trwoga zapanowała w każdym dosłownie domu. Bomby wybuchają nie gdzieś w Afryce czy Azji, to się dzieje tu i teraz, w kraju, z którym mamy bliskie rozmaite kontakty. Zawsze wolna i z daleka od polityki, bardzo uważałam by nie opowiedzieć się oficjalnie po żadnej stronie. Moje przekonania i sympatie polityczne nijak się mają do polityki Kociej Mamy. Jestem szefową, więc mam obowiązek dbać przede wszystkim o jej kondycję, opinię i dobro. Żadne chwilowe nawet korzyści nie mają takiej wartości jak wypracowany szacunek i autentyczna wolontariacka godność. Ani mnie, ani moich wolontariuszy nikt i nic nie jest w stanie przekupić. Wszelkie układy są tylko chwilowym jednak nienajlepszym rozwiązaniem. W życiu stabilność i prawość, ale także racjonalizm i rzeczowa analiza, budują nam obóz sympatyków, ponieważ wiedzą, że my nie szukamy gruszek na wierzbie.
Wojna w Ukrainie postawiła nas wszystkich w stan gotowości. Pomagałyśmy w przeróżny sposób, wspominałam nie raz już o tym.
Kiedy się działa i na nic nie liczy w zamian, kiedy nie grzmi się o tym codziennie na forach, nie wskazuje się siebie jako zbawiciela świata, a ma na domiar jeszcze w tym zakresie czuje się niedosyt, że można by jeszcze bardziej i więcej, kiedy patrzący z boku mówi:
„Izo, nasze wzajemne relacje dedykowane uchodźcom przechodzą w odmienną dla ciebie sferę. W podziękowaniu za wszystko co Kocia Mama uczyniła i dalej rozwija, artystka malarka ukraińska postanowiła dochód z aukcji swoich obrazów przekazać na konto Fundacji, tylko tyle może w ramach rewanżu, choć wie, że to tylko kropla. Wszyscy są szalenie wdzięczni za wasze przeogromne serca, za podanie ręki w tak trudnych chwilach, za zrozumienie dramatycznego położenia. Niejedni przy okazji okazjonalnego wsparcia zaraz dla siebie zabiegają o profity, a wy wręcz przeciwnie, skutecznie, ale kompletnie wolne od najmniejszego roszczenia, tym bardziej doceniamy tak szlachetną pomoc.”.
Zaskoczona wywodem, cóż miałam powiedzieć. Przecież my każdego dnia po cichu zdajemy pięknie egzamin z autentycznego człowieczeństwa.
Podziękowałam za zaszczyt, za wyróżnienie, za cudną laurkę.
„My wszyscy tu jesteśmy z tej samej bajki, skupiam wokół siebie same takie niebanalne egzemplarze” – wyjaśniłam dumna, śmiejąc się od ucha do ucha.