Działając skutecznie, rzetelnie, konkretnie i systematycznie na rzecz kotów środowiskowych przez ponad dekadę, stałyśmy się wiarygodne i ciężką pracą wyrobiłyśmy sobie solidną opinię. Środowisko wie, że nie jesteśmy kapryśne, nie kierujemy swej pomocy tylko do opiekunów, których lubimy. Udało nam się wypracować i wdrożyć w życie schemat pracy dla innych niemożliwy, bowiem dla nas podstawą interwencji nie są osobiste przekonania, koneksje, antypatie czy układy, dla nas ważny jest problem i kwestia jak go skutecznie rozwiązać.
Trudne było wdrożenie w życie fundacyjne takiej filozofii, bowiem często odmawiać albo przywoływać do porządku musieliśmy niestety ludzi z najbliższego otoczenia: sąsiadów czy okazjonalnych znajomych, a co gorsza niekiedy nawet z dalszej rodziny.
Nadal pokutuje przeświadczenie, że w Fundacji panuje jednowładca, który nie liczy się ze zdaniem najbliższych współpracowników, a Rada Nadzorcza i Zarząd pełnią rolę zasłony dymnej.
Wolę nie pamiętać, ile osób oniemiało ze zdziwienia, ilu opadła przysłowiowa szczęka, a ilu zachodziło w głowę, czy władza nie uderzyła mi do głowy, kiedy na prośbę o interwencję na skróty, czyli mówiąc wprost w trybie „po znajomości”, bez pardonu odsyłałam delikwenta na kontakt!
Bardzo szybko wolontariuszki pracujące w kontakcie, odbierające telefony, nauczyły się ignorować przemycane informacje w stylu: “Ja znam Szefową…”, “Proszę pozdrowić…”, Proszę przypomnieć…” albo “Liczę na rewanż, bo kiedyś tam pomogłem…”.
Trudno jest przeciętnemu człowiekowi uwierzyć, że w Kociej Mamie panuje jedna niepodważalna i niezmienna zasada: priorytet interwencyjny zawsze mają wolontariusze, ponieważ z reguły oni rzadko się mylą w ocenie zaistniałej sytuacji, doskonale widzą wszelkie aspekty problemu i właściwie oceniają skalę zagrożenia.
Karmiciele pozostający w satelicie Fundacji także nauczyli się pracy z nami, mają świadomość w jakim zakresie wspiera ich Kocia Mama, a jaki jest ich wkład w wspólną pracę i co należy wyłącznie do ich kompetencji.
Przy okazji wtrącę maleńką osobistą prośbę. Kochani, po raz nie wiadomy który, proszę serdecznie o przyswojenie jednej maleńkiej, aczkolwiek dość istotnej kwestii, mianowicie, dopóki praca w Fundacji oparta będzie wyłącznie na wolontariacie, szanujcie ustalenia i nie atakujcie mnie i wolontariuszy w czasie, kiedy nie pełnimy dyżurów.
Normą jest, że każdy, kto posiada mój numer telefonu, bez namysłu z każdą błahostką do mnie dzwoni. Nie wiem w jakim celu, z jakiego powodu, skoro ma świadomość, że nasza praca jest bardzo uporządkowana i każda wolontariuszka wypełnia sumiennie swoje zadania. Zapewniam wszystkich, że fakt bycia Szefową nie wiąże się z pracą na każdej fundacyjnej przestrzeni, bo jest to fizycznie niemożliwe. Doba dla mnie, jak dla każdego zjadacza chleba, trwa niestety także tylko 24 godziny. Są aktywności, których nie muszę nadzorować, ponieważ w obecnym składzie decyzyjnym działają szalenie kompetentne osoby.
Doceniam Państwa wyróżnianie, ale ten zaszczyt szalenie zaburza mi nie tylko życie codziennie, ale i pracę zawodową.
Proszę zatem ze zrozumieniem czytać wszystkie informacje zamieszczone na stronie internetowej z zakładce: Kontakt!
Moim podstawowym obowiązkiem jest zabieganie o dobrą kondycję Kociej Mamy, bezkolizyjne działanie logistyczne Fundacji oraz finansowanie skomplikowanych operacji. Na tym się skupiam i w tych konkretnych przypadkach jestem do Państwa dyspozycji. Udało nam się wypracować dobrą markę i dzięki temu jesteśmy wiarygodne w kociarskiej przestrzeni, mam świadomość, że wiele drzwi momentalnie się otwiera na samo hasło: Kocia Mama. To zjawisko ma dwa określenia: prestiż i autorytet.
I właśnie po raz kolejny dzięki społecznemu zaufaniu, naszych osiągnięć i dokonań, zostałyśmy zaproszone do ogólnopolskiej akcji: “Mruczek sam o pomoc nie poprosi!”.
W imieniu organizacji opiekujących się kotami środowiskowymi kwestowali znani i szanowani artyści, też społecznicy, zmagający się z trudnościami dnia codziennego prowadząc swoje fundacje, a jeszcze wykazali tyle empatii, troski i świadomości o traktowaniu kotów bezdomnych, że stanęli do pomocy.
Zachęcali darczyńców do przekazywania wsparcia. Skala problemu jest nadal przeogromna, status kota środowiskowego marny, przepisy prawne i administracyjne oderwane od europejskich norm. Cały ciężar walki, mówiąc enigmatycznie o „lepsze jutro” albo „godne życie”, nadal spędza sen z powiek wyłącznie działaczom społecznym i sympatyzującym im prawnikom.
Włączenie i aktywizacja środowiska artystycznego sygnalizuje problem w nowej przestrzeni, dzięki czemu pojawia się i w mediach, które chętnie śledzą przeróżne aktywności ludzi sztuki.
Akcja „Mruczek sam o pomoc nie poprosi” spotkała się z dużym aplauzem i zrozumieniem, czego najlepszym potwierdzeniem jest suma zebrana podczas zbiórki.
Prowadzona bardzo profesjonalnie, ale z wyczuciem i taktem, argumentowana rzeczowo bez epatowania krzywdą i przykładami okrutnego bestialstwa, co jest rzeczą obecnie niezwykle rzadką.
Fundacja Kocia Mama tradycyjnie za uzbieraną kwotę poprosiła o karmę typowo specjalistyczną biorąc pod uwagę, że mamy kwiecień i lada chwila zaczną się pojawiać maleńkie kocięta.
Liczymy, że pod skrzydła trafią raczej zdrowe koty, ale mając w pamięci lata poprzednie, sądzę, że i tym razem nie popełniłam błędu gromadząc dietę konieczną podczas leczenia smarków z kłopotami jelitowymi. Z zasady optymistka, ale przygotowana na każdą opcję, staram się eliminować zaskoczenie i swoją zasadą nie kopać studni jak szaleje pożar.
Bardzo dziękuję za zaszczyt i wyróżnienie jakim jest zaproszenie Kociej Mamy do grona tych organizacji w kraju, którym należy się wsparcie. Ze swej strony pragnę obiecać, że nadal będziemy z takim samym oddaniem zabiegać o każdego zgłoszonego nam kota, a wszelkie oznaki pomocy dodają nam tylko energii, są zachętą do podejmowania coraz to nowych wyzwań i powodują, że radością staje się codzienna służba.