Schemat pomocowy w przypadku fundacji trudny jest do określenia, można bardziej pokusić się o tezę, że nie ma jednego obowiązującego na sztywno. Jest to typowa wolna amerykanka, każdy darczyńca wybiera taką formę, która najbardziej mu pasuje. Sposoby są rozmaite, jedni kupują karmę, inni przekazują fanty, ale jest także dość liczne grono, które obejmuje wybranego kota opieką wirtualną.
Intencje wyboru podopiecznego nie zawsze są sprecyzowane. Bywa, że osoba, która przekazała kota czuje się w obowiązku dołożyć cegiełkę do jego leczenia, ponieważ ma świadomość, że kot jest nieadopcyjny z uwagi na swoje przypadłości chorobowe albo ograniczenia emocjonalne. Nie mamy wpływu na stan zdrowia kota, a wybierając formę pracy i decydując się na prowadzenie domów tymczasowych, dopiero po przekazaniu możemy mieć autentyczną wiedzę o stanie faktycznym. Winić nie można także osoby umieszczającej w fundacji kota. Idea pomocowa wpisuje w wolontariat adopcje oraz leczenie kotów środowiskowych. Pracując w myśl statutu, nakładamy na siebie obowiązek przyjmowania nie tylko łatwych przypadków, ponieważ to koty chore i kalekie wymagają określonych, wcale nie bagatelnych środków, by ich stan ustabilizować. Trudno oczekiwać od karmiciela, by ze swojej pensji czy emerytury finansował kosztowne zabiegi czy kuracje. Na te aktywności zbieramy 1.5 %, ale także wszystkie aktywności sprzedażowe finalnie pomagają pozyskać budżet na opłacenie faktur. Są oczywiście organizacje, które przerzucają odpowiedzialność na innych, wręcz zachowują się nagannie, prowadzą organizacje, a nie potrafią wygospodarować koniecznych środków, dlatego pełnią raczej rolę informatora niż patrona, który opłaci rachunki.
Porobiło się dziwnie w społecznej przestrzeni. Przypuszczam, że nasza aktywność interwencyjna i dość duża swoboda w ich prowadzeniu na wysokim poziomie, przynosi określone profity, ponieważ obserwując sygnały wysyłane przez darczyńców, mogę śmiało pokusić się o miłe dla nas wnioski.
Kondycja ogólna fundacji, sposób zarządzania i trafne decyzje pomagają utrzymać stały poziom pracy. Budzi to sympatię i uznanie. Bezpośrednią reakcją na działanie, jest pomoc. Kilka miesięcy temu na konto zaczęły wpływać wpłaty od pewnej pani amatorki wyłącznie czarnych kotów. Z uwagą przejrzała wszystkie koty zamieszczone w adopcji wirtualnej i urzekły ją wszystkie czarne jak smoła.
Nawet mała kwota czyni sumę, a przekazywana systematycznie jest fajnym zastrzykiem.
Fred, Talia, Karta, Tadeusz, Marcel, Rysia oraz Charlie mają swoją stałą opiekunkę, panią Małgorzatę, która nie tylko przekazuje wpłatę na konto, ale bardzo solidnie zasila zawiązane na leczenie czarnych kotów skarbonki. W przypadku osób na stałe mieszkających poza granicami, z różnych powodów nie mogących posiadać swoich prywatnych kotów, forma adopcji wirtualnej jest znakomita, wpłacając mają satysfakcję, że pomagają. Adopcje wirtualne obejmują koty, które nigdy nie będą się kwalifikowały do wypuszczenia spod skrzydeł. One w fundacji mają dom do końca swoich dni. Mało kto ma wiedzę, jakie są koszty związane z ich opieką. Nie bez powodu zapadła decyzja o ich eliminacji z adopcji. Są miłe, czyste, świetnie komunikują się z innymi kotami i zwierzakami, jednak ich choroba i wynikające ze stabilizacji zdrowia koszty są największą barierą. Są organizacje, które takim osobnikom nie dają szansy na spokojne życie, wybierają eutanazję niestety z powodu niezbędnych kosztów. W Kociej Mamie wolontariusze i ich podopieczni otoczeni są niesamowitym parasolem ochronnym, wszystkie koszty ponosi fundacja bezwarunkowo, więc mogą spokojnie pracować, bo o budżet zabiegam ja wraz z menadżerką Iwonką.
Cieszę się, że tak wiele osób decyduje się na wirtualną adopcję. Jest to bardzo mądra dojrzała decyzja pomocowa. Ze swej strony mogę zapewnić, że ani jeden grosik nie zostanie źle wykorzystany, tylko przeznaczony na konkretne badania weterynaryjne wspomagające określone terapie.