Alergiczne koty

Otrzymanie dotacji na projekt związany z edukacją przekuło się na powszechną mobilizację w zespole edukatorów. Wszyscy mamy świadomość, że utrzymanie jej to nie tylko cenna pomoc dla Kociej Mamy w przejęciu kosztów związanych z przygotowaniem materiałów dydaktycznych, ale i korzyść bezpośrednio dla dzieci, ponieważ w wyniku uzyskanego budżetu dość znacząco możemy rozwinąć ofertę podarunkową.


Kiedy powstawała Kocia Mama, miałam jasno określony plan zakładający, że działania zmierzające do ograniczenia populacji środowiskowych należy realizować równolegle dwutorowo, prowadząc interwencje odławiania na zabiegi kastracji oraz szeroko pojętą edukację dzieci, młodzieży oraz dorosłych karmicieli. O ile, w myśl przysłowia „czym skorupka za młodu”, dzieciom i młodzieży można wdrożyć właściwe zasady i normy, o tyle z osobami dorosłymi z reguły jest kłopot, ponieważ oni zawsze wszystko wiedzą lepiej.
Zachodzi swoista kolizja interesów na linii opiekunowie – fundacja, liczą oni bowiem na rozległą, kompleksową pomoc, troskę i opiekę, ale działać to już chcą po swojemu. O takich fanaberiach oczywiście, przy moim charakterze i jakości oferty pomocowej, nie ma mowy. Zasady demokracji mogą oczywiście obowiązywać, ale wyłącznie w przypadku ludzi rozsądnych, fantaści i ludzie kompletnie pozbawieni logicznego pojmowania opieki nad środowiskowymi, musza niestety się całkowicie dostosować oraz podporządkować. Nie będę narażać wizerunku fundacji we współpracujących z nami klinikach.
Do obu projektów fundacja przygotowana jest doskonale. Opiekunowie prowadzący interwencję, polegającą na odłowieniu stada do kastracji, nie muszą stać w długiej kolejce, by wypożyczyć klatkę łapkę, kontener czy kennel. Ponadto, mogą liczyć na pomoc adopcyjną stosownych futer czy przejęcie finansowania kosztownych zabiegów okołokastracyjnych.
Ofertę edukacyjną nieustannie poprawia Ania, wzbogaca o nowe pomysły, dokłada ciekawe prezentacje, rozszerza zakres logicznych zadań, rebusów, malowanek. Uważam, że wykłady dedykowane dla odbiorcy w każdym wieku są interesujące, a wiadomości pomagają lepiej zrozumieć niesamowitość oraz złożoność kocich charakterów.
Nadzorując obie te aktywności, niejednokrotnie jestem zaskoczona reakcją współpracujących przy realizacji projektu do tego stopnia, że z trudnością hamuję swoje emocje, starając się wyjaśnić okoliczności zmiany decyzji.
Punkt pierwszy, najważniejszy, podczas przygotowania wizyty w placówce, to dyspozycyjność osób prowadzących wykłady.
Z osobą wiąże się obecność kota. Nigdy nie decyduję się, by powierzyć swoje koty innym lub pracować z kotem mi nieznanym. To, że doskonale znam psychikę mruczków, nie oznacza, że zdążę w porę zareagować właściwie do ich pomysłu na urozmaicenie wykładu.
Kiedy umawiam spotkanie, a jest to wyłącznie moje zadanie, wyjaśniam, że w przypadku, kiedy będę prowadziła wykłady osobiście, będą uczestniczyły w nich moje prywatne koty, które nie uczulają, ponieważ jeden ma włosy zamiast sierści, a drugi ma futro, jak aksamit. Obecność kotów dedykowanych dla alergików nigdy nie jest obligatoryjna, a osoby kontaktujące się powinny mieć świadomość rozległości moich obowiązków oraz zadań. To, że włączam się bardzo mocno w projekt, związany z edukacją, wynika z faktu, iż mam odpowiednie do tego zadania koty i dość rozległą wiedzę o ich życiu, w dodatku na każdą okazję mogę przytoczyć, w zależności od wieku odbiorców, śmieszną lub dramatyczną historyjkę.
W chwili umawiania zajęć, nie jestem w stanie przewidzieć, jak się rozwinie sytuacja w domu, firmie czy w fundacji. Życia, jak wiemy, nie uda się nikomu zaplanować, będąc kreatywną osobą muszę tak czasem i zajęciami manewrować, żebym żadnej aktywności nie zaniedbała. Odpowiedzialność i sumienność to moje wiodące cechy charakteru, a w przypadku prowadzenia tylu rozmaitych aktywności, trzeba na każdą niespodziankę błyskawicznie reagować. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a wybór tej priorytetowej zawsze leży po mojej stronie.
Tydzień szybki, szalenie emocjonalny, miałam za sobą, a to z powodu ilości przyjętych małych do karmienia kotów. Poupychać tę gromadkę po kątach zawsze jest nie lada sztuką, do tego dochodzą intensywne, codzienne spotkania z opiekunami, którzy zgłaszają się po sprzęt. Czas dla mnie jest w tym okresie zawsze w deficycie. Każdego dnia rano przepisuję zadania pozostałe z dnia poprzedniego. Nikt, kto przychodzi do mnie z wizytą, nie rozumie, że ja się ani przez moment nie nudzę. Złoszczą się opiekunowie, że nie chcę słyszeć historii z ich życia, że ponaglam przy instrukcji obsługi klatki łapki, że pomijam milczeniem opowieści o kłopotach rodzinnych, problemach z sąsiadami czy informacje o chorobach, na które cierpią.
Propozycję Kasi, że mnie zastąpi, przyjęłam z ulgą i ogromną wdzięcznością. Do tej placówki ma dosłownie klika kroków spacerkiem, a wykłady prowadzone były w trybie jednego zespołu. Kotka Ryśka, niezwykle charyzmatyczna, czarna, miła, odważna i aktywna, do tego bez kawałka uszka i ogona, w sam raz na fajne opowieści, nawiązującego do perypetii kociego życia.
Wojtek zaoferował transport zebranej karmy, więc spokojna, że wszystko ładnie się spięło, zabrałam się za nadrabianie zaległości.
Myślałam, że z krzesła spadnę, kiedy odebrałam telefon z pretensją.
Bez powitania, bez wstępu, od razu niezadowolonym głosem, usłyszałam zarzut: Obecne miały być rasowe, dedykowane dla alergików koty…
Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że to, iż podczas ustalania terminu, była wzmianka o kotach dla alergików, nie oznacza wcale, że one faktycznie się zjawią. Kondycja i stan zdrowia ich opiekuna to czynniki, które decydują, a kiedy ja się nie czuję w odpowiedniej kondycji, lepszą opcją jest zastępstwo niż kompletna nieobecność.
Zażalenie tego rodzaju odebrałam pierwszy raz od 16 lat! Nikt, nigdy, nie czynił mi wyrzutów, doceniając w ogóle obecność futrzaków. Każdy, mały, duży, rasowy, dachowy, puchaty, łysy, czarny, bury czy kolorowy, zawsze wzbudzał radość i wdzięczność, że dzieci miały okazję z nim się spotkać.
Cóż, stało się!
Jak znam Katarzynę, poprowadziła zajęcia śpiewająco, ma ku temu ogromne predyspozycje i wrodzony talent. Dzieci były szczęśliwe, reszta opiekunek też, szkoda tylko, że zbiórka karmy była bardzo symboliczna. Wymagania były nieadekwatne do zaangażowania.
Jednak nikogo nigdy nie skreślam, mam nadzieję, że przy drugim podejściu efekty będą lepsze i mniejsze oczekiwania.