Nie wiem czy mam się mam się złościć, śmiać czy płakać z sytuacji, w której znalazłam się przez koty, a raczej kotki. Otóż one, te niepokorne futra wbrew wszelkim nakazom o izolacji, o przestrzeganiu ścisłej kwarantanny, złamały zakaz wpuszczania na podwórko obcych kocurów i bezwstydnie, zgodnie z naturą zaszły w ciążę.
Sytuacja jak z kiepskiej komedii, nagle zapomniano jak działają odwieczne instynkty i czy nam się to podoba czy nie, kiedy zwierzaki czują zew natury, to żadne nakazy, zakazy czy groźby nijak się mają wobec ich chuci.
Sytuacja trudna, bowiem w tym samym czasie kilka kobiet związanych z Fundacją poprzez wolontariat bądź sekundującym działaniom, zgłosiło kotki środowiskowe, które podejrzewają o bardzo wczesną ciążę. Marzyłam dosłownie kiedy wybuchnie ta puszka Pandory, kiedy zaczną mi zgłaszać latające z brzuchami kotki, małe smarki wyłażące z komórek i piwnic, nic to mełłam brzydkie słowa w ustach, w tym roku urzędnicy załatwili mnie na cacy!
Każdy patrzy na mnie z napięciem, czeka aż podejmę decyzję. Nie ma dobrego rozwiązania, a na placu boju zostałam prawie sama. Ludzie zgłaszają stada do cięcia, w odpowiedzi słyszą: w tym roku urząd kasy nie dał!
Jak dotąd nikomu nie odmówiłam, ale obawiam się tej chwili. Staram się uczulać wszystkich, by włączyli się do pomocy. Razem możemy coś fajnego zdziałać, ale z pustego to i sam Salamon, dokładnie to wiemy! Mam sprzęt, który stoi i się kurzy, mam klatki, które leżą puste i obawę, że sama nie udźwignę potrzeb zabiegowych całej kociej miejskiej populacji. Od lekarzy nie mogę już więcej żądać i tak są cudowni traktując mnie bardziej niż ulgowo. Mam świadomość opłat związanych z prowadzeniem działalności, więc nie śmiem bardziej negocjować. Kiedy splajtują zostanę kompletnie bez wsparcia.
Nie proszę o pomoc przy kocurach, trudno wybieram mniejsze zło i skupiam się na kotkach. To teraz bomby zegarowe, w wybuchu których mogę być bogatsza o od 2 do 8 małych, rozkosznych kotków.
To jest prośba o wsparcie zabiegów sterylizacyjnych. Sytuacja przestała być śmieszna, bo publiczną tajemnicą jest, że odmawiam cięcia aborcyjnego gotowych do życia kocich dzieci. Nie martwi mnie adopcja, z nią zawsze sobie radziłam lepiej niż dobrze. Męczy mnie natomiast wizja podwójnych wydatków w czasie, kiedy Fundacja pracuje tylko na pół gwizdka. Przygotowanie kotów do adopcji, to niemały wydatek, do tego dokładają się koszty zabiegu matki, bo nierozsądne jest wypuścić ją w środowisko niezabezpieczoną.
Kochani, sytuacja jest poważna! Zawsze mnie wspieraliście, bądźcie zatem i teraz przy mnie. Zbierajmy budżet na sterylizację kotek matek, niech przestaną rodzić kolejne mioty. Skoro urzędnicy stracili zdolność jasnego myślenia, my zatroszczmy się o to, by nie zmarnować dorobku ciężkiej, wieloletniej pracy.