Tym razem zapomniałam dopytać o rzecz dla mnie zawsze istotną, a mianowicie, dlaczego została przeprowadzona akcja akurat dla podopiecznych Kociej Mamy.
Niby niewinne z pozoru pytanie, ale dla mnie bardzo ważne, bowiem kiedy spotykam nową dla Fundacji społeczność, ciekawi mnie kto i z jakiego powodu właśnie nas poleca. Środowisko kociarzy w Łodzi, a mniemam, że dotyczy to każdego w innych miastach także, jest mówiąc bardzo oględnie mało ze sobą współpracujące, a wręcz nastawione wrogo. Nam często ma się za złe działanie na tak licznych przestrzeniach, nawet z sarkastycznie powstało powiedzenie: zaraz z butelki wyskoczy jak Dżin Fundacja Kocia Mama!
Jest to poniekąd zgodne z prawdą, ale przypominam przy każdej okoliczności, wszystkie aktywności są wynikiem przeogromnej empatii pracujących ze mną osób.
Tak jak specjalizacja w interwencjach kotów kalekich, niesamodzielnych i chorych, czy też prowadzenie edukacji bez selekcji odbiorców, czyli prowadzenie projektów w kooperacji z Łódzkim Towarzystwem Alzheimerowskim, odwiedziny z kotami u dzieci niewidomych i niedowidzących, czy odwiedzanie klubów seniora jest wynikiem przeróżnych kontaktów, znajomości czy przyjaźni.
Ludzie poznali już na tyle Fundację i wyrobili sobie opinię o naszej działalności.
Wiele mi ten fakt ułatwia, bo oni sami są, że tak powiem, naszymi cichymi sprzymierzeńcami choć niejednokrotnie sami o tym nie wiedzą.
Nie raz już usłyszałam od nowo poznanych osób, że właśnie nasze wyjątkowe zachowanie, w określonych sytuacjach, było najważniejszym motywem do podjęcia celu pomocowego na rzecz naszych podopiecznych.
Za każdym razem, w tym szczególnym czasie, kiedy przybywa delegacja z darami, wręczam kocie kalendarze, linijki z logo oraz kociomamine plakaty, jeśli uda się zachęcić do działania na rzecz Marcelka, też to czynię.
Przyznam, że rozmowy, nawet prowadzone w pośpiechu, pomagają dostrzec i zrozumieć amok w jakim żyję każdego dnia.
Tak było i tym razem, kiedy przywiozła prezenty pani Beata organizująca i nadzorująca akcją w Szkole Integracyjnej imienia Janusza Korczaka.
Jak sama stwierdziła, nawet nie przypuszczała, że w sobotni wieczór w siedzibie trwa jeszcze taki ruch i tyle się dzieje. Kiedy zjawiła się pół godziny przed czasem, sądząc, że o tej porze mam już ciszę i spokój, zdumiona była faktem, że musi czekać, ponieważ ja od lat żyję z notesem i zegarkiem w ręku.
-Przepraszam, przykro mi bardzo, ale jeszcze moment zanim skończymy zaplanowane zdania, teraz przygotowujemy paczki żywieniowe, jak kurierka wyruszy, zajmę się Państwem.
-Nie przypuszczam, że na taką skalę działacie! Jesteście niesamowite, chciałam zapytać: Czy jest jakaś obca dla was forma pracy? Coś, przed czym się bronicie, nie chcecie wejść, bo macie obiekcje?
-Tak, w pomoc psom – odpowiedziałam bez wahania.
Na zdziwioną minę, szybko udzieliłam odpowiedzi.
-Nie odwrócę rzecz jasna oczu od psa w potrzebie, jednak nie piszę się na szerszą skalę w pomaganiu. Kocham wszystkie zwierzaki, ponieważ każde ma swoje zadanie, przeznaczenie oraz określoną misję. Jednak, o ile umiem znaleźć dom dla każdego dosłownie kota, o tyle na adopcję psów się nie piszę. Zwyczajnie nie umiem, nie mam doświadczenia ani pomysłu, poza tym od prawie 30 lat znana jestem i klasyfikowana jako zabita kociara i nie mam zamiaru zmieniać tego faktu. Kocham bezgranicznie koty, potrafię odczytywać ich przekazy. Największym celem w moim życiu jest praca zmierzająca, by zapewnić każdemu godne życie, ale nie według mojego pomysłu a sygnałów wysyłanych przez nich. Kot potrafi określić swoje potrzeby doskonale, trzeba mu tylko na to pozwolić.
Nowi ludzie, którzy pojawili się w Kociej Mamie, chłonęli moje słowa, dostrzegając kompletnie nową dla nich formę zajmowania się kotami. Nie tylko pełna miska i zdrowy kot czekający na adopcję jest gwarancją satysfakcji z wykonywanej pracy. Wiele starań podejmujemy w kierunku zmiany pozycji kota środowiskowego w społeczeństwie, w zapewnieniu mu bezpiecznego życia, uświadomienia, że chroni go powołana kilka lat temu Ustawa, a w Łodzi dodatkowo jakiś czas temu wydano broszurkę normującą prawnie status kota miejskiego.
Ruchy legislacyjne, zmiany prawne, wymagają określonych procedur zatem i czasu. Fundacja ma ogromne narzędzie pomocowe w tym obszarze, otóż prowadzi systematycznie zajęcia edukacyjne i dzięki nim właśnie, może działać szybciej, bezpośrednio trafiać ze swoim przesłaniem. Nigdy nie rezygnuję z propozycji przeprowadzenia prelekcji. Mam świadomość kompletnie innego stylu w jakim są one prowadzone, ich atrakcyjności co i faktu, że jak raz miałyśmy okazję się zaprezentować, ponawiane zostają zaproszenia.