Trzeba umieć się dzielić, jednak nie każdy rozumie zasadność tejże filozofii. Skupianie się wyłącznie na sobie, na trosce o własne wyłącznie dobro, kondycję finansową czy pozycję, finalnie nie wróży tylko zysków, a wyrabia w branży opinię chytrusa, kunktatora, którego aktywność w 100% skupia się tylko na swojej organizacji. Zawsze byłyśmy inne. Nie ten się dorabia, który tylko oszczędza, a ten, który odważnie porywa się na trudne zadania, jednak wcześniej bardzo wnikliwie analizując wszystkie za i przeciw. W życiu zawsze mszczą się złe decyzje. Stają się ciągiem następujących po sobie klęsk, przynoszących straty, których nigdy nie da się odrobić. Zjawisko to dotyczy głównie ludzi prowadzących organizacje i przekłada się wprost proporcjonalnie na opinię panującą w branży. I tak, najprostszym przykładem są nieprzemyślane kroki, które wywołują wśród kociarzy określone emocje, powodujące natychmiastowe szufladkowanie, a co za tym dalej idzie, przypięcie określonej, piętnującej łatki. W czasie, kiedy trwa sezon na kocenie, czyli telefony rozbrzmiewają nieomal nieustannie, na zwyczajowe pytanie, dlaczego dobijamy się właśnie do Kociej Mamy, pada rutynowa od lat odpowiedź: Bo inni uśpią!
I w tej całej walce o przekazanie mi pod opiekę miotu, odbijają się skutecznie wszystkie wiadomości, które przekazuję: Że zmieniły się zasady pracy danej organizacji, że inny jest już zarząd, że zaprzestano tamtych haniebnych praktyk. Opiekun ma na sztywno zakodowany opór przed zaufaniem i zawsze pada riposta: Pani Izo, a jeśli te opowieści to zwykła nieprawda? I z takim stanowiskiem, z maniackim uporem, nie wygram za żadne skarby świata. Kociarz dmucha i chucha na maleńkie okruszki i tak długo drąży, aż się ugnę. Dokładnie tak samo dzieje się w przypadku kotów po przeróżnych lokomocyjnych kolizjach. Czasem słysząc już tylko początek opowieści, tembr głosu i ewidentne emocjonalne nastawienie kociarza, doskonale znam argumenty, które za moment padną: Jak znam życie, taniej będzie uciąć niż naprawiać.
Nie zaprzeczę, jest sporo racji w tych tylko dwóch przykładowych reakcjach. Faktycznie, z reguły większość organizacji usypia ślepe mioty, a pokiereszowane utrzymuje przy życiu, dopiero zbierając budżet na operację. Tym sposobem fundacja, chcąc wesprzeć kociarzy, musi bardzo dbać o swoją opinię, ale i podejmować przejrzyste, czytelne dla wszystkich decyzje.
Na naszą opinię ma szalony wpływ traktowanie miejskich kociarzy, opiekujących się tymi, które mają status środowiskowych. Pełnią dyżury przez 365 dni w roku, bez względu na panującą za oknem aurę, systematycznie stawiając pełne miseczki. Tym, które nie mają schronienia, żeby nie spały pod chmurką, przekazujemy fajne styropianowe domki. Teraz rozszerzyłam ofertę pomocową, zapraszam opiekunów kotów po odbiór filcu technicznego, którym można docieplić kocie domki.
Jak zwykle, kiedy fundacja otrzymuje określoną darowiznę, część przeznaczamy na nasze potrzeby, resztę przekazujemy dalej w trosce o inne koty.
Filozofia pomocowa zawsze procentuje i buduje fajną opinię. Nigdy nie byłam zwolenniczką pracy w myśl doktryny „ pies ogrodnika” ponieważ nijak się ona wpisuje w ideę wolontariatu. O własne podwórko oczywiście zawsze dba się przede wszystkim, ale kiedy inspiruje się do godności lidera, trzeba odrzucić wszystkie cechy charakterystyczne dla skąpca.
Pomaganie poprzez różne formy przekuwa się znakomicie na kondycję całkowitą fundacji, nie tylko na poziom adopcji czy pozyskiwanie nowych darczyńców. Przekonanie, że każdy problem zostanie rozwiązany, buduje w kociej branży mocną, stabilną pozycję.
Tak więc, zanim powie się „A”, trzeba dobrze się zastanowić, jakie konsekwencje niesie ze sobą druga litera alfabetu.
Troszkę zebrało mi się na egzystencjalne rozważania, ale już wyjaśniam powód. Darczyńca obdzwonił niemalże wszystkie prozwierzęce instytucje, chcąc adekwatnie do pory roku, przekazać wsparcie, ale zgodę i zainteresowanie wyraziła wyłącznie Kocia Mama, a przecież opieka w zakresie wspierania karmicieli nie jest u nas ani na pierwszym miejscu, ani, tym bardziej, priorytetem. Przyjęłam na siebie kolejny obowiązek, mając świadomość, że moja praca nie do końca jest dla fundacji ani niezbędna, ani korzystna, ale zdecydowałam się, że pomogę innym, podejmując się roli pośrednika. Dedykuję pod rozważenie wszystkim, którzy faktycznie mają na sercu organizacje, w których funkcjonują.