Podstawą działania FKM są oczywiście wszelkie projekty i działania związane z ograniczaniem nadmiernej populacji. Świadoma adopcja, współgra z podejmowanymi interwencjami. Grupę dziewcząt umiejących skutecznie odławiać pojedyncze osobniki wspomagają te, które prowadzą domy tymczasowe. Enklawy są rewelacyjnym dopełnieniem, bowiem nie wszystkie koty mogą po zaopatrzeniu wrócić w to samo środowisko.
Każda interwencja jest tak na prawdę wielką niewiadomą, nie potrafimy przewidzieć stopnia socjalizacji łapanych kotów. Opowieści opiekunów często niestety mijają się ze stanem faktycznym.
Mam świadomość, że przerzucenie odpowiedzialności za los karmionych dotąd kotów jest często dyktowany kondycją finansową. Fundacja jasno precyzuje zakres swoich usług i określa płaszczyzny wsparcia. Wydawanie karmy nie wpisuje się w ten zakres. Gromadzone fundusze przeznaczamy wyłącznie na zaopatrzenie DT, leczenie szykowanych do adopcji zwierząt, finansowanie operacji kosztownych i trudnych, w zamian za dożywotnią opiekę szczególnie starego kota.
Generalnie interwencje przebiegają według stałego schematu. Dzikie koty wracają na swoje tereny, te pro ludzkie wędrują na rezydenturę do DT. Ale czasem zdarza się niespodziewany wypadek przy pracy i kot wędruje tylko w jedną stronę, do fundacji, znajduje dom u którejś wolontariuszki albo czeka go eutanazja.
Jest publiczną tajemnicą, że aby u mnie uzyskać zgodę na pożegnanie kota trzeba mieć nie lada argumenty. Tak została u Izy Dzidzia ofiara piromana, tak zamieszkał ze mną Leon skrzywdzony psychicznie za swą urodę, tak został Tenor kompletnie niewidomy u Danki, nie umiały obie z Alą rozstać się z tym przekochanym futrem.
Tak znalazł opiekę u Maryli Narcyz, kot białaczkowy. Dziękuję Bogu, mówiąc szczerze, że białaczka zawitała do jej domu, bo nawet boję się myśleć, jak wyszłabym z sytuacji mając świadomość, jaką ten kocur jest bombą zegarową.
Tak została u Wioli Ela, stara kotka, której pan biega za Tęczowym Mostem, Amazonka nieufna z jednym okiem i stado fipowych rozmizianych kociaków u Renaty, dzięki czemu Renia ma kotów po kokardy. Danka, bura kotka kompletnie bez adopcyjnego szczęścia, dla jednych była zbyt gruba, dla innych zbyt stara. Jak ją mam oddać do adopcji, gdy wiem jak Renia ją kocha?
To nie jest niczyją winą, takie są zwyczajnie fakty.
Rzeczą naturalną jest, że opiekunowie kotów szukają wsparcia, ratunku i pomocy w Fundacji.
W chwili obecnej przy tylu formach prowadzonych aktywności, mimo woli stajemy się rozpoznawalne, odbierane jako stabilna, rzetelna firma. Skutkiem ubocznym jest oczekiwanie od nas dyspozycyjności i objęcia opieką wszystkich zgłaszanych zwierząt.
Sytuacja odrobinę się skomplikowała, ponieważ zapominamy o dość istotnym fakcie, że pracujemy w oparciu o DT, bezpieczną przestrzeń tworzymy kotom w naszych domach.
Adopcja kotów starych nie jest wprost proporcjonalna do tych zgłaszanych. Zawęża się zatem w tym zakresie możliwość konstruktywnej pomocy.
Sądzę, że sytuacja wymusza na mnie dość trudną decyzję, odmowę objęcia opieką kotów na dożycie. Przy tej formie prowadzonej działalności, z takim progiem wydatków, nie mogę generować kosztów na stworzenie domu spokojnej starości dla porzuconych kotów.
Ludzie oddają nam te koty obiecując wsparcie, ale niestety teraz już wiem, że z pamięci bardzo szybko umykają finansowe zobowiązania. Koty są, żyją, generują wydatki związane z opieką weterynaryjną i żywieniem.
Moja prośba do sympatyków naszych działań, wybierzcie sobie proszę kociego wirtualnego przyjaciela, zapewnijcie mu stałe wsparcie, takie nie zaburzające budżetu domowego, a dla mnie, szefowej będzie to wielka znacząca pomoc.
Zaczynając społeczne działanie jako szefowa Fundacji, szłam drogą, którą wytyczyłam pewnie ale niepewna czy aby podołam. Teraz, po latach już nie mam żadnych obaw, jestem na 100 % pewna, że decyzja była jedną z najlepszych w moim życiu.