Ten miot był wyjątkowy, kociaki trafiły do Fundacji w wyniku klasycznej interwencji, ich matka została zabezpieczona i jako pierwsza trafiła do adopcji. Maluchy przeszły tradycyjną drogę weterynaryjną zanim zostały zaprezentowane do adopcji. Odrobaczenia, szczepienia i nic kompletnie nie zwiastowało kłopotów ani zamieszania, których sprawczyniami stały się Talia i Karta.
Obie siostry wyglądające jak bliźniaczki od samego początku trzymały się razem. Spały obok siebie, jedna drugą zachęcała do zabawy, nawoływała do miski. Opiekunka optowała za łączoną adopcją, a ja zawsze skłaniam się do takiej sugestii wychodząc z założenia, że koty czasem wiedzą lepiej i skoro aż tak bardzo pokazują wzajemne przywiązanie, to nie jest to zbieg okoliczności a sytuacja zapisana w kocich gwiazdach.
Bomba wybuchła pewnego dnia, kiedy to jedna z sióstr zaczęła gorączkować i dziwnie trzepać głową. Początkowo lekarze sądzili, że objawy są wynikiem zapalenia ucha, ale mimo leczenia stan kotki nie poprawiał się. Są sytuacje, kiedy intuicja podpowiada mi dobre rozwiązania, tak było i w tym przypadku, zdecydowałam się pokazać Talię w innej współpracującej z Kocią Mamą klinice. Nie jest to oznaka braku zaufania do prowadzących dotąd pacjentkę, a tylko ciekawość jaką diagnozę postawi inny lekarz przeglądając kartę choroby. Często tak postępuję mając na względzie, przede wszystkim, dobro kota, zresztą działający z Fundacją lekarze dawno zrozumieli obowiązującą w Kociej Mamie zasadę, iż dobro i zdrowie kota jest dla wszystkich celem najważniejszym.
Bywa, że lecząc na jedną przypadłość, umykają nam dość istotne symptomy jakie wysyła do nas organizm kota. W przypadku mruczących pacjentów właściwa diagnostyka bywa niezwykle trudna, jeśli nie mamy wyraźnego obrazu wszystkich zaburzeń. Morfologia z biochemią wykazały konieczność zrobienia testów w kierunku białaczki. I to była trafna decyzja, obie siostry Talia i Karta są niestety pozytywne. Koszty generowane były dalej, bowiem ostrożność zalecała przebadanie futer mieszkających na stałe w domu tymczasowym u Małgorzaty.
Na szczęście mimo bliskiego kontaktu żaden test nie wyszedł dodatni, to jest lekkie pocieszenie, bo może białaczka jest na takim etapie, że uda się ją zepchnąć do szpiku. Wdrożono u obu kotek dość kosztowne leczenie. Czasy, kiedy usypiało się takie przypadki na szczęście odeszły w zapomnienie a i Fundacja ma w tym zakresie swoje prywatne dobre doświadczenia. Kilka lat Maryla prowadziła dom białaczkowy, w którym żył Narcyz i jej domowa stara kotka.
W adopcji mam od pięciu lat szarą Frankę, u której także stwierdzono białaczkę, po przeleczeniu kotka świetnie sobie radzi, nie choruje, jest systematycznie sprawdzana czy wirus się nie uaktywnia, bardzo dobrze zniosła również sterylizację.
Kiedy są pozytywne wzory, człowiek łatwiej decyduje się na walkę.
Nie rozłożyłam bezradnie rąk, powierzyłam obie dziewczyny klinice, która od 12 lat prowadzi kota białaczkowego. Podajemy lek Retrovir, małe rosną jak na drożdżach, przybierają na wadze, nie gorączkują, nie mają żadnych negatywnych objawów. Jest szansa na okiełznanie wirusa, ale to jeszcze trochę potrwa. Niestety kuracja ochronna jest długoterminowa i wymaga szalonej cierpliwości i systematyczności zarówno od pacjentek jak i ich opiekunki. Mnie tradycyjnie pozostają do opłacenia faktury.
Dobrą wiadomością w tej całej historii jest fakt, że tak się nam marzyło, obie siostry znalazły wspólny dom, a ja zgodnie z obowiązującą zasadą całkowicie partycypuję w tym drogim leczeniu. Nie pierwsze, nie ostatnie to koty z cyklu Trudne adopcje. Nie pierwsze, nie ostanie, którym Fundacja ratuje życie i zabezpiecza spokojną przyszłość. Nie pierwszy, nie ostatni raz proszę o pomoc szlachetnych Darczyńców!
Dzięki Wam i mojemu uporowi, oddaniu kotom kalekim jest szansa, że kolejne koty otrzymają skuteczną pomoc, w tym konkretnym przypadku jest to na szczęście tylko kwestia finansowa i wola kotów do życia, zatem jak zwykle tradycyjnie ja piszę stosowny reportaż, a Iwonka zakłada cel na Ratuj zwierzaki i działamy kochani dla Talii i Karty!