Im dłużej prowadzę Kocią Mamę, tym bardziej mogę pokusić się o stwierdzenie, że absolutnie nic co dotyczy mojej niezwykłej gromadki nie dzieje się bez przyczyny, przesłania, a często także mimo pozornej burzy, w celu obrony i ochrony naszych niezwykłych relacji, sympatii i przyjaźni.
To, że w tym składzie osobowym praca dosłownie huczy i tańczy, wiedzą wszyscy, którzy kierowani przeróżnymi intencjami z wypiekami na policzkach śledzą to, co się u nas wyprawia, trudno to bowiem inaczej określić. Fakt, iż w temacie pracy społecznej nie mamy żadnej konkurencji, to zjawisko niepodważalne, ale co nas jeszcze bardziej od innych oddala, to komunikacja, dialog i wzajemne traktowanie siebie.
Jestem specyficzną szefową, pracowitą, wymagającą, ale zawsze prawdomówną z szacunkiem przyjmującą codzienną pracę moich wolontariuszy. Nigdy nie kryję emocji, nie chowam urazów, nie pielęgnuję w sobie złych podszeptów, a każdy donos czy też wskazanie pozornej nieprawidłowości, od ręki natychmiast sprawdzam, wyjaśniam, weryfikuję. Taki mam charakter. W zasadzie dziewczyny już okrzepły z tym moim temperamentem, wiedzą, że dopóki krzyczę i wrzeszczę, to mi zależy, gorzej jak nagle ucichnę!
Opowiem o tym jak niedawno pewien plugawiec, a nawet dwa, próbowały wepchnąć kij w mrowisko i swoim złym działaniem namieszać nie tylko wśród osób, które znam, lubię i szanuję, a nawet popsuć mi atmosferę w fundacji.
Na szczęście po raz kolejny odezwała się we mnie piekielnica, natychmiast wszczęłam dochodzenie, nie czekając aż tamte paskudy posuną się w oszczerstwie dalej. Nie będę wnikać personalnie, bo inne mam przesłanie. Otóż poproszę zaprzestać wszelkich prób obrzucenia błotem ludzi, którzy mają inny pomysł na realizację społeczną. Jest tyle jeszcze biedy przeróżnej, dotyczy to zarówno psów, kotów, świnek morskich, koni i nawet jeży. Zamiast marnować czas, energię na pisanie paszkwili, przeróbcie to działanie na konkretną pomoc, to szczytniej się wam zapisze, a i sumienie mniej ucierpi, mniej brzydkich zmarszczek odciśnie piętno na twarzy.
Tłukę od lat, że do pracy społecznej trzeba dorosnąć, dojrzeć. Nie opiera się ona na wyobrażeniach, pomysłach, marzeniach. To jest ciężki kierat połączony z biznesem i marketingiem, a kiedy organizacje się zwalczają, to błoto niestety okleja obie strony, a z pewnością tego, kto sięga po brzydkie metody.
Jestem rozsądna, więc opowiem, jak takie donosy działają w moim konkretnym przypadku. Do sprawdzenia informacji „życzliwego” deleguję osobę, która zna się w temacie, najczęściej są to wolontariuszki pracujące w Animal Patrol, ponieważ ich wachlarz i zakres umiejętności jest przeogromny, więc to im przypada rola oceny dobrostanu.
Nigdy zarzutu nie przyjmuję bezwarunkowo! Najłatwiej jest wykluczyć oskarżenie, kiedy osobiście wiem kogo temat dotyczy.
Mną się nie da manipulować, okłamuje się raz i na tym koniec. Ostatnio jest nerwowo, nie w Kociej Mamie, a ogólnie. Atmosfera związana z wyborami, emocje w narodzie, podziały społeczne oraz przeciągająca się wojna, nie pomagają uspokoić napięcia. Każda sytuacja spadająca jak grom z nieba jest potencjalnym detonatorem uwalniającym eksplozję. W moim przypadku erupcja ma pomóc dociec prawdy, a nie powalić niewinną osobę, bo jest ktoś z nią w konflikcie.
Nigdy nie byłam sterowalna, a zawsze w złym świetle stawia się człowiek, który z troski, by mnie i Kocią Mamę ocalić, sięga po kalumnie, oszczerstwa i plugastwa.
Powiem wprost, po raz pierwszy. Dotąd ten temat był mocno wrażliwy i drażliwy, ale doświadczając coraz częściej, jak ludzie bez wahania i żenady depczą wszystkie ideały, zasady, tracą dobre maniery, niszczą swoją przyzwoitą opinię, wyznam, że brzydzą mnie donosy dosłownie wszystkie oraz mam listy, tych którzy je spreparowali.
Tematyka tych listów jest przeróżna. Forma i zasada natomiast ta sama: obrazić, poniżyć, zepsuć opinię i co najgorsze, że te oszczerstwa pisane były na wolontariuszy z mojego najbliższego otoczenia, którym ufam, są sprawdzeni w ekstremalnych okolicznościach i zawsze każdy egzamin zdali bezwarunkowo stojąc w obronie Kociej Mamy.
Nikt nie ma pojęcia, ile jest w ludziach podłości, do jakich niskich pobudek są zdolni, by zrobić rysę na dobrej opinii. Na szczęście sama doświadczyłam przeróżnych form hejtu i nauczona doświadczeniem bezbłędnie umiem wychwycić każdą próbę manipulacji.
Mam świadomość, że wielu naszych sympatyków zdziwi ten temat, ale taka jest rzeczywistość, nie dość, iż muszę ratować koty, nadzorować projekty, strzec naszej gromadki, to jeszcze muszę chronić i bronić naszych wiernych przyjaciół. W fundacji nie ma dobrego gruntu na plotki i oszczerstwa, z jakich nasion jeszcze nigdy nic się nie wykluło i nadal troszczę się, by tak było dalej. Rada od serca: Wszystkim żądnym czynić burdy proponuję znaleźć sobie inną społeczność!